Tak w skrócie mogę podsumować spotkanie, w którym uczestniczyłem wczoraj. Słowa zawarte w tytule są niby oczywistością, jednak czasami warto usłyszeć "oczywistą oczywistość". Główny celebrans wczorajszej Eucharystii wypowiedział je w kontekście ewangelizacji.
Temat jest "na topie"! Niedawno powołano w Polsce zespół ds. nowej ewangelizacji, w Rzymie z kolei odbyło się spotkanie przedstawicieli ruchów, stowarzyszeń, wspólnot, poświęcone temu zagadnieniu. Przygotowywany jest synod biskupów o "nowym" głoszeniu Chrystusa.
W sumie epitet (przymiotnik) nowy jest nie na miejscu... Trochę prowokuję ;) Dlaczego nie na miejscu? Ponieważ ewangelizacja, zapoczątkowana przez apostołów nigdy się nie zakończyła, jest to proces ciągły, który będzie trwał... Ale! Zawsze musi być jakieś ale! :) Ponownego głoszenia Chrystusa i Ewangelii potrzebują kraje, które uznawane były za chrześcijańskie. Jednak procesy sekularyzacyjne, jakie w nich wystąpiły, odniosły zwycięstwo... Skutki myślę, że dobrze znamy. Do naszego kraju powoli dochodzi ta fala.
Mamy głosić Chrystusa i Jego Miłość! - powtórzę te słowa jeszcze raz, gdyż zapadły mi w pamięć. I dalej ksiądz mówił, że nie o etyce, nie o moralności, tylko wprost, głośno i wyraźnie mówić ludziom "Bóg Cię kocha, ma dla Ciebie wspaniały plan na życie i z Miłości oddał za Ciebie swoje życie!". Znamy te hasła? Hmm... Tak, to kerygmat, podstawowa prawda chrześcijańska. W KK nieco rozszerzona o Ducha Świętego i wspólnotę Kościoła. Warto poczytać!
I jak tak sobie myślałem o ewangelizacji, to doszedłem do wniosku, iż rzeczywiście rozmyliśmy się albo lepiej, rozmieniliśmy się na drobne. Daliśmy się (jako chrześcijanie, czyli ci, którzy są wezwani do głoszenia) wpędzić w dyskusje o kruczkach prawnych, zamiast otwarcie i stanowczo stwierdzać, że fundamentem prawdziwego życia jest Jezus i Jego nauka.
Łatwo nie będzie, to z pewnością. Z pomocą dam radę (ja) i każdy, kto wierzy oraz kto przyjął Jezusa Chrystusa, jako swojego Pana i Zbawiciela. Sedno sprawy tkwi w osobistej relacji z Bogiem, ale o tym może innym razem...
Z Bogiem! :)
PS: Foto witrażu pochodzi z bloga http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/litania-do-najsw-serca-pana-jezusa.html
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komentarz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komentarz. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 6 listopada 2011
poniedziałek, 17 października 2011
Aż popełnię post!
Wczytując się w poszczególne wpisy na portalu gazeta.pl, znalazłem link, który zaprowadził mnie do artykuliku (chociaż to duże słowo!) o wdzięcznym tytule Odstaw pigułki i sprawdź, czy narzeczony dobrze ci pachnie
Tu linki: http://wyborcza.pl/1,75476,10474817,odstaw_pigulki__sprawdz_czy_narzeczony_dobrze_ci_pachnie.html#ixzz1b3XaNxO0
Jedno mnie jednak zastanowiło, co w sumie należy dojrzeć między wierszami i nie będzie to nadinterpretacja. Skoro zażywanie pigułek tak bardzo wpływa na organizm kobiety, dlaczego lekarze przepisują te tabletki, jako antykoncepcję?! Z artykułu wprost wynika, iż stanowią zagrożenie dla przyszłego, ewentualnego potomstwa...
A czy rzeczywiście pigułki mają wpływ na trwałość i jakość nieseksualną związku? Statystycznie tak, ale statystycznie to... Zresztą sondaże przedwyborcze to również forma pewnej statystyki. ;)
PS: To, co jest zaznaczone na czerwono, pozostawiam już bez komentarza... :)
Ale postanowię zacytować na moim skromnym blogu niniejszy tekst:
Kobieta, która w momencie dobierania sobie partnera życiowego zażywa hormonalne środki antykoncepcyjne, wybiera mężczyznę genetycznie podobnego do siebie. Kobieta mająca naturalny cykl - instynktownie wybiera genetycznie odmiennego. Różni genetycznie rodzice to większa szansa na zdrowe dzieci - pisze BBC News- Radzę kobietom, by na kilka miesięcy przed podjęciem decyzji o ślubie przeszły na niehormonalne środki antykoncepcyjne. Same wtedy instynktownie wyczują, czy ten mężczyzna jest odpowiedni na ojca dla ich dzieci - mówi dr Craig Roberts z Uniwersytetu Stirling, która przewodniczyła badaniom opublikowanym w magazynie Royal Society.Nie ma wątpliwości, że statystycznie kobieta pod wpływem zażywanych hormonów wybiera innego mężczyznę, niż wybrałaby pigułek nie zażywając. Nie ma natomiast jasnej odpowiedzi - czy wychodzi ona na tym dobrze, czy źle?Genetyczne przeciwieństwa się przyciągają na węch i takie pary mają największe szanse na spłodzenie zdrowego silnego potomstwa. Kobieta biorąca pigułki nie wyczuwa tego i w konsekwencji częściej wybiera partnera, który nie daje jej aż tak dużej satysfakcji seksualnej. Znacznie wyżej natomiast ocenia satysfakcję płynącą z poza seksualnej sfery w związku. I dlatego pary, które zapoznały się, gdy ona brała pigułki ...statystycznie trwają dwa lata dłużej!Pomijam sam aspekt zażywania przez kobiety pigułek hormonalnych. Pomijam również to, że chodzi o narzeczonego, czyli w grę wchodzi seks przed ślubem... Nauka KKK nie zmieniła się w tych aspektach nic, a nic.
Jedno mnie jednak zastanowiło, co w sumie należy dojrzeć między wierszami i nie będzie to nadinterpretacja. Skoro zażywanie pigułek tak bardzo wpływa na organizm kobiety, dlaczego lekarze przepisują te tabletki, jako antykoncepcję?! Z artykułu wprost wynika, iż stanowią zagrożenie dla przyszłego, ewentualnego potomstwa...
A czy rzeczywiście pigułki mają wpływ na trwałość i jakość nieseksualną związku? Statystycznie tak, ale statystycznie to... Zresztą sondaże przedwyborcze to również forma pewnej statystyki. ;)
PS: To, co jest zaznaczone na czerwono, pozostawiam już bez komentarza... :)
poniedziałek, 10 października 2011
O zaangażowaniu świeckich... w politykę.
Tekst ten piszę, kiedy w Polsce odbywają się wybory. Dzisiaj go nie opublikuję, żeby nie było, że agitacja, czy łamanie ciszy wyborczej. Po co komuś dawać kamień do ręki...
W tym roku doświadczyłem czegoś po raz pierwszy w życiu... Po raz pierwszy usłyszałem, jak ksiądz podczas kazania, ubrany w stułę, prowadził agitację polityczną (było to dwie niedziele temu). Naprawdę spotkałem się z tym po raz pierwszy podczas mojej ćwierćwiecznej egzystencji. Oczywiście nie padło z owej ambony, że trzeba, należy, musicie iść głosować na taką, a taką partię. Było o tym, na kogo winien głosować katolik, na kogo nie powinien - tu odczytano komunikat Konferencji Episkopatu Polski. I z tym się zgadzam...
Nie zgadzam się natomiast, iż kazanie rozpoczęło się od przytoczenia słów obecnego premiera Polski z 1989 roku, jakie wypowiedział dla miesięcznika "Znak". Nie zgadzam się z tym, że całość kazania była bardzo sugestywna i tylko naprawdę niekumaty człowiek nie domyślił się jaka jest ta jedyna sprawiedliwa i prawa partia.
Zabolało mnie to! Ba! Chciałem nawet wyjść z kościoła, jednak nie dla tego księdza tam przyszedłem, ale dla Boga... Poczułem się tak, jakby sam oficer włożył broń do ręki wrogowi. A po co? To moje subiektywne odczucie, że tego typu kazań nie powinno się wygłaszać. Ksiądz jest obywatelem i ma prawo do własnego zdania, ale nie powinien ich wygłaszać na ambonie, ubrany w stułę... Choć, przyznaję, było dużo prawdy w tym, co mówił... Czy to się komuś podoba, czy nie! Więcej napiszę, nawet byłbym w stanie pod niektórymi akapitami się podpisać. Jednak nie miejsce i nie czas było na to... Tak czułem.
Polityka - pole do działania dla świeckich
Po tygodniu od tego incydentu, bo wierzę, że był to incydent, a sam ksiądz, w co również wierzę, nie miał złych intencji, doszedłem do wniosku, iż własnie polityka jest taką dziedziną życia, w której duszpasterze powinni zejść do drugiego szeregu i pozwolić działać świeckim.
Dlaczego? Bo księdzu zaraz łatwo zarzucić, że politykuje, że się mu nie wolno wtrącać itd. Księdza łatwiej "zamknąć" mówiąc, iż jest rozdział Kościoła od państwa... Ksiądz ma uprzednio zadbać o mój rozwój duchowy, ma być kierownikiem po meandrach duszy.
Świecki ma tu większe pole manewru. Jeśli ma odpowiednio wyczulone sumienie, doskonale zda sobie sprawę, że taka, a taka partia głosi program niezgodny z nauczaniem Magisterium. Będzie wiedział, że trzeba ciągle i nieustannie wybierać Chrystusa, a co za tym idzie, ludzi, którzy nie wstydzą się Jego imienia oraz nauk, jakie głosił.
Świeckiego trudniej "zamknąć". Bo on jest właśnie świecki, nie duchowny i wszelkie argumenty o rozdziałach nie mają już swojej siły. Bo państwo ma być świeckie, a my świeccy, przecież tacy jesteśmy. :)
Oby wybory nas wszystkich, księży, polityków, ludzi podejmujących odpowiedzialność, były... Jezusowe. :)
Pozdrawiam,
dn. 9 października 2011 r. (publikowane dzień później)
W tym roku doświadczyłem czegoś po raz pierwszy w życiu... Po raz pierwszy usłyszałem, jak ksiądz podczas kazania, ubrany w stułę, prowadził agitację polityczną (było to dwie niedziele temu). Naprawdę spotkałem się z tym po raz pierwszy podczas mojej ćwierćwiecznej egzystencji. Oczywiście nie padło z owej ambony, że trzeba, należy, musicie iść głosować na taką, a taką partię. Było o tym, na kogo winien głosować katolik, na kogo nie powinien - tu odczytano komunikat Konferencji Episkopatu Polski. I z tym się zgadzam...
Nie zgadzam się natomiast, iż kazanie rozpoczęło się od przytoczenia słów obecnego premiera Polski z 1989 roku, jakie wypowiedział dla miesięcznika "Znak". Nie zgadzam się z tym, że całość kazania była bardzo sugestywna i tylko naprawdę niekumaty człowiek nie domyślił się jaka jest ta jedyna sprawiedliwa i prawa partia.
Zabolało mnie to! Ba! Chciałem nawet wyjść z kościoła, jednak nie dla tego księdza tam przyszedłem, ale dla Boga... Poczułem się tak, jakby sam oficer włożył broń do ręki wrogowi. A po co? To moje subiektywne odczucie, że tego typu kazań nie powinno się wygłaszać. Ksiądz jest obywatelem i ma prawo do własnego zdania, ale nie powinien ich wygłaszać na ambonie, ubrany w stułę... Choć, przyznaję, było dużo prawdy w tym, co mówił... Czy to się komuś podoba, czy nie! Więcej napiszę, nawet byłbym w stanie pod niektórymi akapitami się podpisać. Jednak nie miejsce i nie czas było na to... Tak czułem.
Polityka - pole do działania dla świeckich
Po tygodniu od tego incydentu, bo wierzę, że był to incydent, a sam ksiądz, w co również wierzę, nie miał złych intencji, doszedłem do wniosku, iż własnie polityka jest taką dziedziną życia, w której duszpasterze powinni zejść do drugiego szeregu i pozwolić działać świeckim.
Dlaczego? Bo księdzu zaraz łatwo zarzucić, że politykuje, że się mu nie wolno wtrącać itd. Księdza łatwiej "zamknąć" mówiąc, iż jest rozdział Kościoła od państwa... Ksiądz ma uprzednio zadbać o mój rozwój duchowy, ma być kierownikiem po meandrach duszy.
Świecki ma tu większe pole manewru. Jeśli ma odpowiednio wyczulone sumienie, doskonale zda sobie sprawę, że taka, a taka partia głosi program niezgodny z nauczaniem Magisterium. Będzie wiedział, że trzeba ciągle i nieustannie wybierać Chrystusa, a co za tym idzie, ludzi, którzy nie wstydzą się Jego imienia oraz nauk, jakie głosił.
Świeckiego trudniej "zamknąć". Bo on jest właśnie świecki, nie duchowny i wszelkie argumenty o rozdziałach nie mają już swojej siły. Bo państwo ma być świeckie, a my świeccy, przecież tacy jesteśmy. :)
Oby wybory nas wszystkich, księży, polityków, ludzi podejmujących odpowiedzialność, były... Jezusowe. :)
Pozdrawiam,
dn. 9 października 2011 r. (publikowane dzień później)
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Nie rozumiem...
Czego nie rozumiem? Listu pasterskiego z okazji Tygodnia Wychowania w Polsce 12-18 września 2011 r.
Siedząc wczoraj w kościelnej ławce nie wiedziałem, co myśleć o słowach pasterzy. Po prostu tych słów nie rozumiem albo inaczej... Przekaz jest nieprecyzyjny. I nie mam na myśli pustej krytyki biskupów, w ogóle krytyki nie mam na myśli, bardziej ową chęć zrozumienia tego, co chcieli mi przekazać w związku z tematem wychowania, tak ważnym dla mnie, jako dla przyszłego rodzica, jak również nauczyciela-pedagoga.
Jeśli patrzyć na cały list, temat dla mnie jedynie zaznaczono, nie wchodząc nawet trochę w głębię. Jednak miało to być jedynie zaproszenie do, właśnie, podjęcia refleksji nt. wychowania, wychowywania.
Niemniej te słowa:
Patrząc na przodków, przez pryzmat mojej branży zawodowej, nie wyobrażam sobie powrotu do szkół kar cielesnych, o których wspominali mi moi rodzice. Zresztą sami o tym mówią bez sentymentu, zdecydowanie stojąc na stanowisku, iż nikt nie ma prawa nikogo bić.
A poradniki pedagogiczne? W moim odczuciu, ktoś tu przekreślił ogromny dorobek naukowy setek, jak nie tysięcy, pedagogów, w tym również katolickich. Być może jest to duży skrót myślowy piszących, niemniej, chyba za duży.
Bowiem, co zrobić jeśli dorastało się w źle uformowanym "pedagogicznie" środowisku? "Dziedziczyć" wartości i metody pedagogiczne przodków? Wydaje mi się, że nie...
Ks. Franciszek Blachnicki, tworząc Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, mówił, iż żeby wychować wolnego od pijaństwa człowieka, należy mu stworzyć wolne od pijaństwa środowisko. Sprzeciwił się pseudo-kulturze picia alkoholu w Polsce, wbrew powszechnemu przekonaniu, iż pije się "na zdrowie".
Nie wierzę, co podkreślam, iż hierarchowie mieli złe intencje i o tym, o czym wspomniałem wyżej, myśleli, kiedy powstawał ten list. Jednak za dużo w nim jest niedopowiedzeń, możliwości nadinterpretacji i dopisywania intencji, które w zamyśle nigdy się nie pojawiły. Moim skromnym zdaniem, katolika, patrzącego z perspektywy ławki, powinno unikać się tego typu wypowiedzi.
Siedząc wczoraj w kościelnej ławce nie wiedziałem, co myśleć o słowach pasterzy. Po prostu tych słów nie rozumiem albo inaczej... Przekaz jest nieprecyzyjny. I nie mam na myśli pustej krytyki biskupów, w ogóle krytyki nie mam na myśli, bardziej ową chęć zrozumienia tego, co chcieli mi przekazać w związku z tematem wychowania, tak ważnym dla mnie, jako dla przyszłego rodzica, jak również nauczyciela-pedagoga.
Jeśli patrzyć na cały list, temat dla mnie jedynie zaznaczono, nie wchodząc nawet trochę w głębię. Jednak miało to być jedynie zaproszenie do, właśnie, podjęcia refleksji nt. wychowania, wychowywania.
Niemniej te słowa:
Dokonujące się na naszych oczach zmiany cywilizacyjne i kulturowe doprowadziły do zachwiania tradycyjnych wzorców wychowawczych. Nasi przodkowie w sposób oczywisty „dziedziczyli” wartości i metody pedagogiczne swych rodziców i dziadków, przekazując je następnym pokoleniom. Prości ojcowie i matki, nie korzystając ze specjalnych poradników pedagogicznych, a kierując się jedynie rodzicielską miłością i mądrością, potrafili pomóc swym dzieciom stać się dojrzałymi i szlachetnymi ludźmi. Świadczą o tym ludzkie historie, a wśród nich piękne życiorysy świętych.nie na żarty mnie zaniepokoiły.
Patrząc na przodków, przez pryzmat mojej branży zawodowej, nie wyobrażam sobie powrotu do szkół kar cielesnych, o których wspominali mi moi rodzice. Zresztą sami o tym mówią bez sentymentu, zdecydowanie stojąc na stanowisku, iż nikt nie ma prawa nikogo bić.
A poradniki pedagogiczne? W moim odczuciu, ktoś tu przekreślił ogromny dorobek naukowy setek, jak nie tysięcy, pedagogów, w tym również katolickich. Być może jest to duży skrót myślowy piszących, niemniej, chyba za duży.
Bowiem, co zrobić jeśli dorastało się w źle uformowanym "pedagogicznie" środowisku? "Dziedziczyć" wartości i metody pedagogiczne przodków? Wydaje mi się, że nie...
Ks. Franciszek Blachnicki, tworząc Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, mówił, iż żeby wychować wolnego od pijaństwa człowieka, należy mu stworzyć wolne od pijaństwa środowisko. Sprzeciwił się pseudo-kulturze picia alkoholu w Polsce, wbrew powszechnemu przekonaniu, iż pije się "na zdrowie".
Nie wierzę, co podkreślam, iż hierarchowie mieli złe intencje i o tym, o czym wspomniałem wyżej, myśleli, kiedy powstawał ten list. Jednak za dużo w nim jest niedopowiedzeń, możliwości nadinterpretacji i dopisywania intencji, które w zamyśle nigdy się nie pojawiły. Moim skromnym zdaniem, katolika, patrzącego z perspektywy ławki, powinno unikać się tego typu wypowiedzi.
piątek, 15 lipca 2011
Pytanie o wiarę...
We wczorajszym wpisie wspominałem, że ku radości pewnego PAsterza, ponownie stawiam pytanie o wiarę... W sumie nie wiem, jak to pytanie w ogóle sformułować, jednak jest ono (to pytanie) zdecydowanie kluczowym, jeśli w ogóle chcemy mówić o Bogu, duchowości itd.
Czy wierzysz? Jak wierzysz? Co to jest wiara? Czy wierzysz do końca? - można wymieniać w nieskończoność, a i tak na każde z tych pytań nie da się do końca, w pełni odpowiedzieć. Nie mówiąc już o odpowiedziach dobrych i złych...
Dzisiaj, w subskrypcji czytań portalu mateusz.pl, znalazło się krótkie rozważanie do słów Panie, daj mi światłe oczy serca (Ef 1, 18). Poniżej zamieszczam i polecam do przeczytania.
PS: Czytania na każdy dzień - polecam się zapisać.
Czy wierzysz? Jak wierzysz? Co to jest wiara? Czy wierzysz do końca? - można wymieniać w nieskończoność, a i tak na każde z tych pytań nie da się do końca, w pełni odpowiedzieć. Nie mówiąc już o odpowiedziach dobrych i złych...
Dzisiaj, w subskrypcji czytań portalu mateusz.pl, znalazło się krótkie rozważanie do słów Panie, daj mi światłe oczy serca (Ef 1, 18). Poniżej zamieszczam i polecam do przeczytania.
Pozdrawiam,
WIARA JEST DAREM BOGA
Panie, daj mi światłe oczy serca (Ef 1, 18)
„Bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11, 6). Wiara jest podstawą łączności z Bogiem. Dla człowieka niewierzącego Bóg nie ma żadnego znaczenia, żadnej wartości, żadnego miejsca w jego życiu. Przeciwnie, im wiara jest żywsza, tym więcej Bóg wchodzi w życie człowieka i staje się jego wszystkim, jego jedyną wielką rzeczywistością, dla której żyje i podejmuje odważnie cierpienie i śmierć. „Jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli umieramy, umieramy dla Pana” (Rz 14, 8). Tym, co prowadzą życie duchowe, nie brakuje wiary. Często jednak brakuje wiary żywej, konkretnej, która zawsze ukazuje Boga we wszystkich rzeczach, daje zmysł Jego rzeczywistości transcendentalnej, nadzmysłowej i wiecznej, nieskończenie wyższej nad wszystkie rzeczywistości doczesne.
Wiara nie opiera się na danych zmysłowych, na tym, co się widzi lub czego się dotyka, ani nawet na tym, co rozum ludzki może zrozumieć o Bogu, lecz przewyższając to wszystko, czyni ona człowieka uczestnikiem takiego poznania, jakie Bóg ma sam o sobie. Jest to wielki dar, jaki Bóg ofiaruje człowiekowi podnosząc go do stanu swego dziecka i czyniąc go w ten sposób uczestnikiem swojej natury, a zatem życia będącego poznaniem i miłością. Wiara udziela mu poznania Boga, miłość zaś kochania Go. Na chrzcie, razem z łaską uświęcającą, chrześcijanin otrzymuje te cnoty, dzięki którym jest zdolny nawiązać z Bogiem łączność myślą i miłością. Jak łaska jest darem darmo danym, tak samo i wiara: to Bóg powołuje do wiary i udziela wiary. „Łaską — twierdzi Apostoł — jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie z was, lecz jest darem Boga” (Ef 2, 8). Sobór Watykański II zaś dodaje: „By móc okazywać taką wiarę, trzeba mieć łaskę Bożą uprzedzającą i wspomagającą oraz wewnętrzne pomoce Ducha Świętego, który by poruszał serca i zwracał je do Boga, otwierał oczy rozumu i udzielał «wszystkim słodyczy w uznawaniu i dawaniu wiary prawdziwej»” (KO 5). W praktyce nie zastanawiamy się dość głęboko nad tym, że wiara to czysty dar Boga, a nie osobista zasługa. Bóg jest przedmiotem wiary, a także jej dawcą; Bóg udziela człowiekowi pragnienia poznania Go, wierzenia w Niego i czyni go zdolnym do aktu wiary.
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
- Panie, ja wierzę; ja chcę wierzyć w Ciebie. O Panie, spraw, aby moja wiara była pełna, bez zastrzeżeń, aby przeniknęła mój umysł, mój sposób osądzania rzeczy Bożych i ludzkich.
Panie, spraw, aby moja wiara była wolna, to znaczy, aby towarzyszyło jej moje osobiste współdziałanie, moje przylgnięcie, aby przyjęła wyrzeczenia i powinności, jakie z sobą niesie, i aby wyrażała najwyższą decyzję mojej osobowości: wierzę w Ciebie, Panie.
O Panie, spraw, aby moja wiara była pewna: pewna ze względu na zewnętrzną zgodność dowodów i na wewnętrzne świadectwo Ducha Świętego; pewna dzięki swojemu światłu utwierdzającemu, dzięki celowi zapewniającemu pokój, dzięki jej przyswojeniu, które daje ukojenie.
Panie, spraw, aby wiara moja była mocna, nie obawiała się sprzeczności problemów, z których wywodzi się pełne doświadczenie naszego życia żądnego światła, aby nie obawiała się sprzeciwu ze strony ludzi, którzy ją roztrząsają, zwalczają, odrzucają, przeczą jej; niech się umocni w wewnętrznym dowodzie Twojej prawdy... o Panie, spraw, aby moja wiara była radosna, dała memu duchowi pokój i wesele, uzdolniła go i do modlitwy, i do rozmowy z ludźmi, aby duch mój promieniował swym wewnętrznym szczęściem zarówno w rozmowie o rzeczach świętych, jak i o sprawach świata.
O Panie, spraw, aby moja wiara była czynna, aby poprzez prawdziwą przyjaźń z Tobą i ukochanie Ciebie była ciągłym poszukiwaniem, nieustannym świadectwem, ustawicznym ożywianiem nadziei.
O Panie, spraw, aby moja wiara była pokorna, aby nie przeceniała osiągnięć mej myśli i mojego uczucia, lecz aby poddała się świadectwu Ducha Świętego i nie miała innej rękojmi poza uległością względem tradycji i powagi urzędu nauczycielskiego Kościoła świętego. Amen (Paweł VI).
Żyć Bogiem, t. II, str. 409
PS: Czytania na każdy dzień - polecam się zapisać.
środa, 18 maja 2011
Lew Starowicz wspomina o oazowiczach...
W ostatnim numerze tygodnika "Uważam Rze" (15/2011), prof. Lew Starowicz w wywiadzie pt. "Kochajmy się wiernie", wspomina o młodzieży oazowej. Mówi o nas w kontekście ostatniego przypadku ze Szczecina, gdzie 13-latek "zgwałcił" swojego o 4 lata młodszego kolegę (zaraz wyjaśnię skąd cudzysłów).
Cytat:
"Natomiast nie traktujmy tego zachowania młodzieży ze Szczecina jako symbolicznego zachowania zachowania w przemianach obyczajowości współczesnej młodzieży. Pani reprezentuje tygodnik, który zalicza się do prawicowych, i pani wie, że mamy również młodzież zaangażowaną w różne religijne ruchy, młodzież oazową... Młodzież jest zróżnicowana." (Pogrubienie moje).
Pierwsze cudzysłów. Dokładnie nie znam sprawy, tylko gdzieś coś obiło mi się o uszy, że 13-latek coś tam robił z kolegą. Jak dowiedziałem się z owego wywiadu, do aktu doszło za zgodą młodszego kolegi, a media nazwały to gwałtem. Nie sprawdzam, jak było naprawdę... To tylko tak gwoli ścisłości, dlaczego gwałt dałem w cudzysłów.
Po drugie. Chyba miło, iż tak znana osoba, jaką jest pan Starowicz dostrzega, iż jest ktoś taki jak młodzi ludzie z Oazy. Myślę, że wie, jakie wartości promujemy, w tym Nową Kulturę...
Po trzecie. Osobiście 13-latka i 9-latka nigdy nie nazwałbym młodzieżą!!! Toż to dzieci dopiero są. Sam jednak dostrzegam pewną zmianę mentalną w przedstawicielach wspominanej grupy wiekowej. Na słowo "seks" reagują, moim zdaniem, z aż nazbyt wielką ekspresją. Z tego, co pamiętam, ja w wieku 13 lat to przeżywałem swoje pierwsze zauroczenia, myśląc jak tu cmoknąć koleżankę w policzek. Ot, owa zmiana mentalności... Stąd też u mnie wniosek, iż wydarzenie ze Szczecina, może być swoistym przykładem zachodzących zmian we współczesnej obyczajowości. Chcę się mylić!
Cytat:
"Natomiast nie traktujmy tego zachowania młodzieży ze Szczecina jako symbolicznego zachowania zachowania w przemianach obyczajowości współczesnej młodzieży. Pani reprezentuje tygodnik, który zalicza się do prawicowych, i pani wie, że mamy również młodzież zaangażowaną w różne religijne ruchy, młodzież oazową... Młodzież jest zróżnicowana." (Pogrubienie moje).
Pierwsze cudzysłów. Dokładnie nie znam sprawy, tylko gdzieś coś obiło mi się o uszy, że 13-latek coś tam robił z kolegą. Jak dowiedziałem się z owego wywiadu, do aktu doszło za zgodą młodszego kolegi, a media nazwały to gwałtem. Nie sprawdzam, jak było naprawdę... To tylko tak gwoli ścisłości, dlaczego gwałt dałem w cudzysłów.
Po drugie. Chyba miło, iż tak znana osoba, jaką jest pan Starowicz dostrzega, iż jest ktoś taki jak młodzi ludzie z Oazy. Myślę, że wie, jakie wartości promujemy, w tym Nową Kulturę...
Po trzecie. Osobiście 13-latka i 9-latka nigdy nie nazwałbym młodzieżą!!! Toż to dzieci dopiero są. Sam jednak dostrzegam pewną zmianę mentalną w przedstawicielach wspominanej grupy wiekowej. Na słowo "seks" reagują, moim zdaniem, z aż nazbyt wielką ekspresją. Z tego, co pamiętam, ja w wieku 13 lat to przeżywałem swoje pierwsze zauroczenia, myśląc jak tu cmoknąć koleżankę w policzek. Ot, owa zmiana mentalności... Stąd też u mnie wniosek, iż wydarzenie
niedziela, 13 marca 2011
Garncarz (Dax Johnson - Rain)
Poniżej krótka prezentacja do wiersza znajomej (pozdrawiam w tym miejscu Madzię!). Myślę, iż jest to ciekawa refleksja i warta uwagi. Polecam!!!
czwartek, 6 stycznia 2011
Uroczystość Objawienia Pańskiego
1. Dzisiaj Kościół rzymsko-katolicki świętuje Objawienie Pańskie, jedno z najstarszych świąt chrześcijańskich jedna z najstarszych uroczystości, jak podają źródła, nawet starsza od Bożego Narodzenia - żadnych trzech króli, magów, panów itd...
Polecam dwa teksty: pierwszy Krzyśka Kiryczuka - katolickiglos.tokfm.pl, a tam krótka, ale treściwa refleksja nad dzisiejszą uroczystością oraz drugi wpis Maciej Biskupa OP na jego blogu.
Dzisiejsze święto ma bardzo duże znaczenie - Epifania, czyli ukazanie się Jezusa ludziom... Jak pisze Krzysiek, sedno sprawy tkwi w hołdzie, jaki oddali Mędrcy Jezusowi, co Kościół interpretuje (...) jako objawienie się Boga światu pogańskiemu i pokłon owego świata przed Bogiem. I to właśnie objawienie Boga w tym Dziecięciu wspomina Kościół (cyt. za K. Kiryczuk - link wyżej).
W TVP Info natomiast wypowiadała się pani z "związku zawodowego" pracodawców (nomen omen) Lewiatan, żaląca się jakie to straty przyniesie gospodarce ustanowienie tego dnia wolnym od pracy. Organizacja, której ta pani jest członkiem, już szykuje się do złożenia skargi do Trybunału Konstytucyjnego, gdyż uważają, że sam proces legislacyjny nie był przeprowadzony prawidłowo - powoływała się na treść Konkordatu...
Tej pani chciałbym przypomnieć, że skoro tak bardzo ważnym dla niej jest Konkordat, to jest w nim i zdanie o tym, że niedziele również są dniem wolnym od pracy!!!
2. Jeszcze o jednej rzeczy... W sztandarowym śpiewniku oazowym, Exultate Deo, można przeczytać:
"Boże Narodzenie - kolędy. Śpiewamy je do Niedzieli Chrztu Pana włącznie (pierwsza po 6 stycznia) oraz w dniu 2 lutego, Ofiarowanie Pana.
Dni po Niedzieli Chrztu Pana aż do Popielca (wyłącznie) to okres zwykły. W formularzach Mszy świętej na te dni nie znajdziemy nawet jednego słowa o Jezusie w latach dziecięcych. Słuchamy już Chrystusa spotykającego Jana Chrzciciela na Jordanem, powołującego uczniów, objawiającego swą moc w Kanie Galilejskiej, głoszącego Dobrą Nowinę na drogach Ziemi Świętej, w synagogach (...) Już w Niedzielę II i III słuchamy Nauczyciela i Proroka. Nie możemy więc w tym czasie śpiewać kolęd."*
Dlaczego zwracam na to uwagę? Bo będąc po Niedzieli Chrztu Pańskiego na Eucharystii, mam wrażanie, że coś nie gra... Czytania swoją drogą, a śpiew swoją drogą... Ktoś mi zarzuci, że się czepiam - a i owszem! Ponieważ Liturgia Eucharystyczna ma być jednością, a nie, że organista swoją drogą, a ksiądz swoją! A tradycja, tradycją... :)
PS: Tradycja jest ważna... Choinki, szopki są do 2 lutego i wspaniale - taka jest nasza tradycja i ją uszanujmy. Kolędy proponuję grać i śpiewać na wyjście lub po Mszy. :)
---------------------------
*Exultate Deo..., wyd. IX, Kraków 2004 (a jest już nowsze).
Polecam dwa teksty: pierwszy Krzyśka Kiryczuka - katolickiglos.tokfm.pl, a tam krótka, ale treściwa refleksja nad dzisiejszą uroczystością oraz drugi wpis Maciej Biskupa OP na jego blogu.
Dzisiejsze święto ma bardzo duże znaczenie - Epifania, czyli ukazanie się Jezusa ludziom... Jak pisze Krzysiek, sedno sprawy tkwi w hołdzie, jaki oddali Mędrcy Jezusowi, co Kościół interpretuje (...) jako objawienie się Boga światu pogańskiemu i pokłon owego świata przed Bogiem. I to właśnie objawienie Boga w tym Dziecięciu wspomina Kościół (cyt. za K. Kiryczuk - link wyżej).
W TVP Info natomiast wypowiadała się pani z "związku zawodowego" pracodawców (nomen omen) Lewiatan, żaląca się jakie to straty przyniesie gospodarce ustanowienie tego dnia wolnym od pracy. Organizacja, której ta pani jest członkiem, już szykuje się do złożenia skargi do Trybunału Konstytucyjnego, gdyż uważają, że sam proces legislacyjny nie był przeprowadzony prawidłowo - powoływała się na treść Konkordatu...
Tej pani chciałbym przypomnieć, że skoro tak bardzo ważnym dla niej jest Konkordat, to jest w nim i zdanie o tym, że niedziele również są dniem wolnym od pracy!!!
2. Jeszcze o jednej rzeczy... W sztandarowym śpiewniku oazowym, Exultate Deo, można przeczytać:
"Boże Narodzenie - kolędy. Śpiewamy je do Niedzieli Chrztu Pana włącznie (pierwsza po 6 stycznia) oraz w dniu 2 lutego, Ofiarowanie Pana.
Dni po Niedzieli Chrztu Pana aż do Popielca (wyłącznie) to okres zwykły. W formularzach Mszy świętej na te dni nie znajdziemy nawet jednego słowa o Jezusie w latach dziecięcych. Słuchamy już Chrystusa spotykającego Jana Chrzciciela na Jordanem, powołującego uczniów, objawiającego swą moc w Kanie Galilejskiej, głoszącego Dobrą Nowinę na drogach Ziemi Świętej, w synagogach (...) Już w Niedzielę II i III słuchamy Nauczyciela i Proroka. Nie możemy więc w tym czasie śpiewać kolęd."*
Dlaczego zwracam na to uwagę? Bo będąc po Niedzieli Chrztu Pańskiego na Eucharystii, mam wrażanie, że coś nie gra... Czytania swoją drogą, a śpiew swoją drogą... Ktoś mi zarzuci, że się czepiam - a i owszem! Ponieważ Liturgia Eucharystyczna ma być jednością, a nie, że organista swoją drogą, a ksiądz swoją! A tradycja, tradycją... :)
PS: Tradycja jest ważna... Choinki, szopki są do 2 lutego i wspaniale - taka jest nasza tradycja i ją uszanujmy. Kolędy proponuję grać i śpiewać na wyjście lub po Mszy. :)
---------------------------
*Exultate Deo..., wyd. IX, Kraków 2004 (a jest już nowsze).
czwartek, 30 września 2010
Horoskopy, seks, zły Kościół..., czyli jak podnieść sprzedaż prasy...
Na lekcji historii mój nauczyciel wspominał o tym, iż jak gazeta upada albo źle się sprzedaje, to zaczyna się w niej publikować horoskopy. Nie rzadko pisane przez dorabiających sobie studentów - krótko rzecz ujmując, bajkopisarstwo stosowane. Taki proceder potwierdziło kilka osób, dodając do tego jeszcze temat seksu, czyli jak, gdzie, z kim, żeby było przyjemnie i bezpiecznie. Poradniki "okołoseksualne" można znaleźć obecnie w niemalże każdym "kolorowym" piśmie kobiecym, męskim i chyba nie zaskoczę nikogo, jak dodam tu jeszcze kategorię młodzieżową.
Co jednak ma zrobić czasopismo, gazeta, miesięcznik, który traktuje o tematyce społeczno-ekonomiczno-politycznej? Sądząc po zawartości większej części prasy wspominanej kategorii, tematem, który ma przyciągnąć potencjalnych czytelników, pragnących fascynujących, rzetelnych, prawdziwych, oryginalnych, nieprzeciętnych, ciekawych, porywających informacji, jest... Kościół. I to w dodatku katolicki... :) Piewcy mocnego rozdziału religii od państwa, jako pierwsi wynoszą ten temat na sztandary swoich przemówień. Ci, którzy za wszelką ceną nie chcą mieć z Kościołem (z Bogiem) nic wspólnego, jako pierwsi o nim myślą. Nie o podatkach, nie o wojnach, nie o głodzie, problemach biednych, jeno właśnie o Kościele. Śmiem twierdzić, że dla takich osób, Kościół katolicki jest sensem ich życia, tą dziedziną życia, bez której nie wyobrażają sobie życia - myślę głównie o "lewicujących" światopoglądowo. Kościół stanowi dla nich esencję całej egzystencji! Bo z kim by walczyli, w kogo ciskali kamieniami, na kogo pluli i lżyli, gdyby nie Kościół? (Taką interpretację ich stanowiska i zachowania usłyszałem od pewnej osoby).
Jak tu się nie zgodzić z powyższym? ;)
Szkoda, że pieniądz, zysk rządzi nawet opinią publiczną, jej kształtowaniem... Pozostaje tylko umiejętnie dobierać to, co się czyta albo nauczyć się "odcedzać" fakt od opinii.
Pozdrawiam,
Co jednak ma zrobić czasopismo, gazeta, miesięcznik, który traktuje o tematyce społeczno-ekonomiczno-politycznej? Sądząc po zawartości większej części prasy wspominanej kategorii, tematem, który ma przyciągnąć potencjalnych czytelników, pragnących fascynujących, rzetelnych, prawdziwych, oryginalnych, nieprzeciętnych, ciekawych, porywających informacji, jest... Kościół. I to w dodatku katolicki... :) Piewcy mocnego rozdziału religii od państwa, jako pierwsi wynoszą ten temat na sztandary swoich przemówień. Ci, którzy za wszelką ceną nie chcą mieć z Kościołem (z Bogiem) nic wspólnego, jako pierwsi o nim myślą. Nie o podatkach, nie o wojnach, nie o głodzie, problemach biednych, jeno właśnie o Kościele. Śmiem twierdzić, że dla takich osób, Kościół katolicki jest sensem ich życia, tą dziedziną życia, bez której nie wyobrażają sobie życia - myślę głównie o "lewicujących" światopoglądowo. Kościół stanowi dla nich esencję całej egzystencji! Bo z kim by walczyli, w kogo ciskali kamieniami, na kogo pluli i lżyli, gdyby nie Kościół? (Taką interpretację ich stanowiska i zachowania usłyszałem od pewnej osoby).
Jak tu się nie zgodzić z powyższym? ;)
Szkoda, że pieniądz, zysk rządzi nawet opinią publiczną, jej kształtowaniem... Pozostaje tylko umiejętnie dobierać to, co się czyta albo nauczyć się "odcedzać" fakt od opinii.
Pozdrawiam,
piątek, 16 lipca 2010
600 lat od bitwy pod Grunwaldem...
To niewątpliwie jedno z tych wydarzeń z historii naszej Ojczyzny, które zna każdy Polak. Nie rzadko potrafimy wskazać datę dzienną bitwy pod Grunwaldem - 15 lipca 1410 r. Wczoraj minęło 600 lat od tej walki.
Znaczenie tamtego zwycięstwa jest wielkie. Jednak dzisiaj nie bardzo będzie o historii, aczkolwiek polecam do lektury poszukanie i zapoznanie się z opiniami historyków.
Dzisiaj chcę zwrócił uwagę na "Bogurodzicę", pieśń, którą miało śpiewać rycerstwo polskie na polach grunwaldzkich. Pieśń o tyle ważna, iż stanowi zabytek piśmiennictwa polskiego. Według niektórych teorii, już w 1410 r., zawierała w sobie słowa, będące archaizmami dla ówczesnych.
Sądzi się, iż Bogurodzica miała charakter hymnu narodowego.
Zastanawiam się nad reakcją obserwatorów zewnętrznych, bardziej próbuje sobie ją wyobrazić, gdyby np. na stadionie piłkarskim, po odśpiewaniu "Mazurka Dąbrowskiego", tubalnym głosem setek tysięcy kibiców zabrzmiałaby właśnie "Bogurodzica". Ot, myślę, a nawet jestem o tym przekonany, że nie jednemu ciarki przeszłyby po plecach.
Szkoda, że obecnie nawet w kościołach, tak rzadko śpiewa się tę pieśń, że tak mało osób zna słowa, a jeszcze mniej melodię. Podobnie rzecz ma się z "Rotą" (bardziej mam na myśli kościelną wersję!). I jakoś tak smutno mi się robi, kiedy śpiewając właśnie w kościele "Rotę", najczęściej na zakończenie Eucharystii, ludzi w pośpiechu wychodzą. Tylko grupka ludzi stoi i śpiewa... Tym jeszcze smutniejsze jest to, że sami księża schodzą z prezbiterium, jeszcze przed zakończeniem pierwszej zwrotki...
Pewne sacrum zostaje przez to zaniedbane - a później tylko czytam, że msza posoborowa tak zła... :/
Z okazji 600-lecia bitwy pod Grunwaldem, wsłuchajmy się w tekst "Bogarodzicy" i... może postarajmy się tymi słowami pomodlić... :)
Pozdrawiam,
PS: Żeby nie było trzeba daleko szukać:
Kadry z filmu "Krzyżacy":
I we współczesnej aranżacji:
Znaczenie tamtego zwycięstwa jest wielkie. Jednak dzisiaj nie bardzo będzie o historii, aczkolwiek polecam do lektury poszukanie i zapoznanie się z opiniami historyków.
Dzisiaj chcę zwrócił uwagę na "Bogurodzicę", pieśń, którą miało śpiewać rycerstwo polskie na polach grunwaldzkich. Pieśń o tyle ważna, iż stanowi zabytek piśmiennictwa polskiego. Według niektórych teorii, już w 1410 r., zawierała w sobie słowa, będące archaizmami dla ówczesnych.
Sądzi się, iż Bogurodzica miała charakter hymnu narodowego.
Zastanawiam się nad reakcją obserwatorów zewnętrznych, bardziej próbuje sobie ją wyobrazić, gdyby np. na stadionie piłkarskim, po odśpiewaniu "Mazurka Dąbrowskiego", tubalnym głosem setek tysięcy kibiców zabrzmiałaby właśnie "Bogurodzica". Ot, myślę, a nawet jestem o tym przekonany, że nie jednemu ciarki przeszłyby po plecach.
Szkoda, że obecnie nawet w kościołach, tak rzadko śpiewa się tę pieśń, że tak mało osób zna słowa, a jeszcze mniej melodię. Podobnie rzecz ma się z "Rotą" (bardziej mam na myśli kościelną wersję!). I jakoś tak smutno mi się robi, kiedy śpiewając właśnie w kościele "Rotę", najczęściej na zakończenie Eucharystii, ludzi w pośpiechu wychodzą. Tylko grupka ludzi stoi i śpiewa... Tym jeszcze smutniejsze jest to, że sami księża schodzą z prezbiterium, jeszcze przed zakończeniem pierwszej zwrotki...
Pewne sacrum zostaje przez to zaniedbane - a później tylko czytam, że msza posoborowa tak zła... :/
Z okazji 600-lecia bitwy pod Grunwaldem, wsłuchajmy się w tekst "Bogarodzicy" i... może postarajmy się tymi słowami pomodlić... :)
Pozdrawiam,
PS: Żeby nie było trzeba daleko szukać:
Kadry z filmu "Krzyżacy":
I we współczesnej aranżacji:
niedziela, 24 stycznia 2010
Szczęść Boże w 2010!!! :)
Wprawdzie styczeń powoli dobiega końca, jednak ten post jest pierwszym w A. D. 2010. Jaki będzie ten rok, co przyniesie, jakie zmiany, a może nic się nie zmieni (na pewno zmianie ulegnie designe tego miejsca - już rodzą się pewne pomysły;) )? Jeden Pan Bóg raczy wiedzieć, a ja poczekam na to wszystko cierpliwie.
Ostatnio obserwuję "dziwne" (pozytywnie dziwne) zjawisko - coraz częściej i głośniej ludzie, których nazywa się celebrytami, mówi o swojej... wierze, relacji z Jezusem, stosunku do Kościoła. I to wszystko w pozytywnym sensie, a jak! Oczywiście dzieje się to na łamach katolickich pism, w programach poświęconych tej tematyce - w sumie, gdzie indziej we współczesnej tolerancyjnej Polsce można mówić o Jezusie...
Bo Polacy tolerancyjnie nie są!!! Smutna prawda, a tym smutniejsza, gdyż dotyczy szczególnie wielkich obrońców prawdy, równouprawnienia i owej "tolerancji" (cóż w ogóle znaczy to słowo) - mam na myśli polityków z lewej strony sceny politycznej, feministki, czy działaczy organizacji lobbujących za małżeństwami homoseksualnymi i wszystkiemu, co należy się małżonkom.
Wróćmy jednak do wspominanych "świadectw wiary". Na łamach "Gościa Niedzielnego" (chociaż nie tylko, jak widzę po okładkach choćby "Magazynu Familia"- GN czytam regularnie i redakcji gratuluję 2. miejsca w rankingu tygodników opinii!), od kliku już numerów wypowiadają się ludzie znani z telewizyjnego szkiełka. Wymienię tylko pana Przemysława Babiarza, pana Krzysztofa Ziemca, czy (to z świeżego numeru) młodą wokalistkę Ewę Farnę. Wspólnym mianownikiem tych osób jest przede wszystkim stawianie Boga na 1. miejscu w swoim życiu, kierowanie się Dekalogiem...Takie osoby jak pan Wojciech Cejrowski
Dla mnie, jako "człowieczka z prowincji", który również kroczy drogami Kościoła, takie świadectwo jest szalenie ważne! W szczególności, kiedy wypowiada je osoba podziwiana (czytaj: np. pan Przemysław Babiarz) za jej profesjonalizm w wykonywaniu zawodu... Dlaczego to ważne? Ponieważ oznacza, iż świat jeszcze do końca nie zwariował, że mimo wszystko, mimo medialnej nagonki (nie ukrywajmy, że jej nie ma!), nagonki politycznej (w szczególności ze strony "oświeconej" Unii Europejskiej) na wartości chrześcijańskie, owe przykazy są wyznawane...
Oby tak dalej! :)
czwartek, 31 grudnia 2009
Subiektywne podsumowanie A. D. 2009
Kończy się Rok Pański 2009. Od zawsze dręczył rodziców pytaniem, dlaczego taki przełom przypada właśnie na grudzień? I nigdy nie doczekałem się odpowiedzi, która by mnie zadowoliła. Ot, taki ciekawski jestem. ;)
Końcem wszystkich roków pojawiają się zestawienia, plebiscyty na "de best ofy". Różne są klucze, wg których czyni się te rankingi - postanowiłem więc i sam stworzyć subiektywne podsumowanie mijających 12 miesięcy.
Subiektywne podsumowanie A. D. 2009 by Szymon "Kostek Bovsky" Waliczek
0. Zaczęło się dość ponuro, jednak końcówka jest nawet, nawet. Na pewno dla mnie tajemnicza liczba moich lat nie napawała mnie jakimś większym optymizmem. Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale perspektywa 23. roku życia mnie bardzo przerażała. Jakoś wolałem mieć od razu 24 ;). Ot, wszystko się spełni za niespełna 8 miesięcy...
1. Ten rok upłynął w cichym dziękowaniu za Ruch Światło-Życia. Tak się składa, że trafiłem do niego równo 10 lat temu - dekada. I trwam w nim nadal, co także jest dla mnie wielkim szczęściem, jak również przywilejem.
Całe te 10 lat to nieustanna przemiana siebie - mam nadzieję, że w dobrym kierunku. Ruch wiele mnie nauczył, wiele pokazał. Z pewnością wbudował we mnie twardy kręgosłup wartości, których się trzymam i chcę się trzymać. W Oazie poznałem mnóstwo ludzi, z którymi do tej pory dzielę sukcesy i porażki... Wszystkich pozDrawiaM!!! ;) Bywało lepiej, bywało gorzej - jakby cały czas było tak samo, to być może by mnie to znużyło.
I co najważniejsze! Na drodze Ruchu poznałem (i cały czas poznaję) Boga i Kościół... Po tych 10 latach śmiało mogę powiedzieć, że mam jeszcze wiele do poznania, zobaczenia, przeżycia. :) I to jest w tym wszystkim najlepsze!
2. Z innych pozytywów: znalezienie pracy (ale taki mały kruczek do tego w dalszym punkcie), zdrowie, możliwość kontynuowania studiów (już za niedługo obrona).
... . Może tak poza punktacją - pielgrzymka ruchów do Warszawy! Osobiście uczestniczyć nie mogłem, ale dzięki transmisji choć poczułem smak tej atmosfery. :)
Za wszystko dziękuję!
A z takich ogólnodotyczących (raczej nie będzie wesoło):
1. Na początek jednak pozytywnie - osoba Benedykta XVI. Szczerze podziwiam tego człowieka. Na forum oazowym nawet ostatnio się wypowiadaliśmy nt. jego pontyfikatu. Czuję wielkie przywiązanie do obecnego papieża. Jego konsekwencja, a przy tym spokój (przynajmniej tak ja to widzę) i niesamowita skromność. Dzięki Bogu za takiego papieża!!!
2. Fronda.pl - już ma roczek i jest niesamowitym miejscem! Cieszę się, że pojawiło się miejsce dla osób o konserwatywnych poglądach. :) O samych urodzinach pisałem w osobnym poście.
3. Wyrok sądu katowickiego ws. "Gość Niedzielny" - Alicja Tysiąc. Dla mnie był to nie lada szok. Następnie orzeczenie ws. krzyża we włoskiej szkole. Jakoś nie mieści się mi to w głowie i pewnych rzeczy po prostu nie jestem w stanie zrozumieć.
Uważam, że nie da się odciąć od korzeni, że zawszeprzyszłość przeszłość rzuca się cieniem na tzw. teraźniejszość oraz przyszłość. Pamiętam, jak na jednej z lekcji historii, mój ulubiony nauczyciel tego przedmiotu (prawdziwy pasjonat) powiedział nam wyraźnie (znana sentencja), że Naród, który nie zna swojej przeszłości, nie może myśleć o przyszłości. Polska, Europa stoi na twardym fundamencie judeo-chrześcijańskim oraz cywilizacji śródziemnomorskich. Nie można się od nich od tak odciąć, bez bolesnych konsekwencji. Pewne wartości - generalnie "Człowiek", są uniwersalne, bez względu na rasę, płeć, wyznanie... Następnie - wolność religijna, polityczna, aż w końcu słowa, pewien pakiet swobód obywatelskich, to podstawa demokracji.
Dziś w jednym z porannych programów rozmawiano o wizerunku Polaków za granicą. I jak się okazało najbardziej znanymi osobistościami są Lech Wałęsa oraz Jan Paweł II (zaraz za nimi Maria Skłodowska-Curie oraz Fryderyk Chopin). Pan Lech Wałęsa oraz Jan Paweł II!!! Chyba tyle wystarczy w tym punkcie.
5. Praca w niedzielę. W tym roku tego doświadczyłem.. Oj, nie łatwo było i nie łatwo jest. O coś walczyła "S". Niestety, chyba rządzący już o tym nie pamiętają...
6. W skrócie: film "Popiełuszko..."; sprawa Miss Kalifornii - Carrie Preajan; Rok Kapłański; ... - zostawiam wolne, bo pewnie coś bym jeszcze dopisał ;) ...
Moim kluczem, przy układaniu tego dziwnego zestawiania... byłem ja sam, moje odczucia, przemyślenia. Oczywiście można się z tym nie zgodzić, polemizować. Nawet zachęcam do tego!!! Jednak, co moje, to moje!
W tym miejscu życzę wszystkim co by ten 2010 rok był dobrym rokiem, Polacy skakali daleko, a Pan Bóg nam wszystkim błogosławił!
Końcem wszystkich roków pojawiają się zestawienia, plebiscyty na "de best ofy". Różne są klucze, wg których czyni się te rankingi - postanowiłem więc i sam stworzyć subiektywne podsumowanie mijających 12 miesięcy.
Subiektywne podsumowanie A. D. 2009 by Szymon "Kostek Bovsky" Waliczek
0. Zaczęło się dość ponuro, jednak końcówka jest nawet, nawet. Na pewno dla mnie tajemnicza liczba moich lat nie napawała mnie jakimś większym optymizmem. Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale perspektywa 23. roku życia mnie bardzo przerażała. Jakoś wolałem mieć od razu 24 ;). Ot, wszystko się spełni za niespełna 8 miesięcy...
1. Ten rok upłynął w cichym dziękowaniu za Ruch Światło-Życia. Tak się składa, że trafiłem do niego równo 10 lat temu - dekada. I trwam w nim nadal, co także jest dla mnie wielkim szczęściem, jak również przywilejem.
Całe te 10 lat to nieustanna przemiana siebie - mam nadzieję, że w dobrym kierunku. Ruch wiele mnie nauczył, wiele pokazał. Z pewnością wbudował we mnie twardy kręgosłup wartości, których się trzymam i chcę się trzymać. W Oazie poznałem mnóstwo ludzi, z którymi do tej pory dzielę sukcesy i porażki... Wszystkich pozDrawiaM!!! ;) Bywało lepiej, bywało gorzej - jakby cały czas było tak samo, to być może by mnie to znużyło.
I co najważniejsze! Na drodze Ruchu poznałem (i cały czas poznaję) Boga i Kościół... Po tych 10 latach śmiało mogę powiedzieć, że mam jeszcze wiele do poznania, zobaczenia, przeżycia. :) I to jest w tym wszystkim najlepsze!
2. Z innych pozytywów: znalezienie pracy (ale taki mały kruczek do tego w dalszym punkcie), zdrowie, możliwość kontynuowania studiów (już za niedługo obrona).
... . Może tak poza punktacją - pielgrzymka ruchów do Warszawy! Osobiście uczestniczyć nie mogłem, ale dzięki transmisji choć poczułem smak tej atmosfery. :)
Za wszystko dziękuję!
A z takich ogólnodotyczących (raczej nie będzie wesoło):
1. Na początek jednak pozytywnie - osoba Benedykta XVI. Szczerze podziwiam tego człowieka. Na forum oazowym nawet ostatnio się wypowiadaliśmy nt. jego pontyfikatu. Czuję wielkie przywiązanie do obecnego papieża. Jego konsekwencja, a przy tym spokój (przynajmniej tak ja to widzę) i niesamowita skromność. Dzięki Bogu za takiego papieża!!!
2. Fronda.pl - już ma roczek i jest niesamowitym miejscem! Cieszę się, że pojawiło się miejsce dla osób o konserwatywnych poglądach. :) O samych urodzinach pisałem w osobnym poście.
3. Wyrok sądu katowickiego ws. "Gość Niedzielny" - Alicja Tysiąc. Dla mnie był to nie lada szok. Następnie orzeczenie ws. krzyża we włoskiej szkole. Jakoś nie mieści się mi to w głowie i pewnych rzeczy po prostu nie jestem w stanie zrozumieć.
Uważam, że nie da się odciąć od korzeni, że zawsze
Dziś w jednym z porannych programów rozmawiano o wizerunku Polaków za granicą. I jak się okazało najbardziej znanymi osobistościami są Lech Wałęsa oraz Jan Paweł II (zaraz za nimi Maria Skłodowska-Curie oraz Fryderyk Chopin). Pan Lech Wałęsa oraz Jan Paweł II!!! Chyba tyle wystarczy w tym punkcie.
5. Praca w niedzielę. W tym roku tego doświadczyłem.. Oj, nie łatwo było i nie łatwo jest. O coś walczyła "S". Niestety, chyba rządzący już o tym nie pamiętają...
6. W skrócie: film "Popiełuszko..."; sprawa Miss Kalifornii - Carrie Preajan; Rok Kapłański; ... - zostawiam wolne, bo pewnie coś bym jeszcze dopisał ;) ...
Moim kluczem, przy układaniu tego dziwnego zestawiania... byłem ja sam, moje odczucia, przemyślenia. Oczywiście można się z tym nie zgodzić, polemizować. Nawet zachęcam do tego!!! Jednak, co moje, to moje!
W tym miejscu życzę wszystkim co by ten 2010 rok był dobrym rokiem, Polacy skakali daleko, a Pan Bóg nam wszystkim błogosławił!
wtorek, 17 listopada 2009
Dla Fronda.pl, aby istniała, jak najdłużej... ;) !!!
Post poświęcam, moim zdaniem, ważnemu wydarzeniu, jakie miało miejsce ostatnim czasem w polskiej rzeczywistości społeczno-internetowej. Portal Fronda.pl już od roku gości w rzeczywistości wirtualnej.
Dlaczego uważam, iż jest to ważne wydarzenie?
Po pierwsze, Fronda.pl jest jak na razie jedynym miejscem w sieci, gdzie osoby o poglądach konserwatywnych, wyznające wartości chrześcijańskie, mogę bez cienia żenady komentować to, co dzieje się współcześnie.
Po drugie, ten portal stał się dla mnie źródłem wiedzy nt. informacji, których próżno mi było szukać w innych portalach informacyjnych, a niejednokrotnie również w chrześcijańskich. Newsy ze świata dotyczące różnej maści i rodzaju inicjatyw chrześcijańskich, poglądy i opinie osób, które warto poznać (w tym osób nauki) i wiele, wiele innych ciekawych wiadomości odkryłem właśnie na Fronda.pl. Później z kolei pojawiały się w innych miejscach, jednak ich źródłem była właśnie Fronda.pl.
Po trzecie, jako użytkownika Internetu równie ważne, to forma podawcza prezentowanych wiadomości. Nie jakieś szablony, marna grafika, minimalizm multimedialny, tylko szerokie zastosowania bogactwa sieci. Fronda.pl nie trąci tendencyjnością, lecz przyciąga i moim zdaniem odpowiada tym samym na potrzeby współczesnego odbiorcy.
Ktoś, gdzieś powiedział o Frondzie, iż właśnie powstało miejsce, do którego mogą przyjść ludzie sławni i powiedzieć o swoich poglądach (dotyczyło to bodajże pana Przemysława Babiarza, który na stronach Frondy zamieścił swój komentarz dotyczący wyroku ws. pewnej pani i pewnego tygodnika katolickiego, goszczącego w polskich domach co niedzielę - ach ta moja słaba pamięć;) ). I to jest fakt - cieszę się niezmiernie, iż właśnie takie miejsce w sieci powstało i mam nadzieję, że stanie się ważnym, aczkolwiek nie jednym środowiskiem opiniotwórczym wśród polskich katolików, konserwatystów.
Redakcji Fronda.pl, wszystkim, którzy tworzą Fronda.pl - TAK (parafrazując gościowe "Sądy kapturowe").
PS: Poprzedni post "Czy środowisko oazowe jest opiniotwórcze?", pisałem właśnie zainspirowany Fronda.pl.
Dlaczego uważam, iż jest to ważne wydarzenie?
Po pierwsze, Fronda.pl jest jak na razie jedynym miejscem w sieci, gdzie osoby o poglądach konserwatywnych, wyznające wartości chrześcijańskie, mogę bez cienia żenady komentować to, co dzieje się współcześnie.
Po drugie, ten portal stał się dla mnie źródłem wiedzy nt. informacji, których próżno mi było szukać w innych portalach informacyjnych, a niejednokrotnie również w chrześcijańskich. Newsy ze świata dotyczące różnej maści i rodzaju inicjatyw chrześcijańskich, poglądy i opinie osób, które warto poznać (w tym osób nauki) i wiele, wiele innych ciekawych wiadomości odkryłem właśnie na Fronda.pl. Później z kolei pojawiały się w innych miejscach, jednak ich źródłem była właśnie Fronda.pl.
Po trzecie, jako użytkownika Internetu równie ważne, to forma podawcza prezentowanych wiadomości. Nie jakieś szablony, marna grafika, minimalizm multimedialny, tylko szerokie zastosowania bogactwa sieci. Fronda.pl nie trąci tendencyjnością, lecz przyciąga i moim zdaniem odpowiada tym samym na potrzeby współczesnego odbiorcy.
Ktoś, gdzieś powiedział o Frondzie, iż właśnie powstało miejsce, do którego mogą przyjść ludzie sławni i powiedzieć o swoich poglądach (dotyczyło to bodajże pana Przemysława Babiarza, który na stronach Frondy zamieścił swój komentarz dotyczący wyroku ws. pewnej pani i pewnego tygodnika katolickiego, goszczącego w polskich domach co niedzielę - ach ta moja słaba pamięć;) ). I to jest fakt - cieszę się niezmiernie, iż właśnie takie miejsce w sieci powstało i mam nadzieję, że stanie się ważnym, aczkolwiek nie jednym środowiskiem opiniotwórczym wśród polskich katolików, konserwatystów.
Redakcji Fronda.pl, wszystkim, którzy tworzą Fronda.pl - TAK (parafrazując gościowe "Sądy kapturowe").
PS: Poprzedni post "Czy środowisko oazowe jest opiniotwórcze?", pisałem właśnie zainspirowany Fronda.pl.
sobota, 14 listopada 2009
Czy środowisko oazowe jest opiniotwórcze?
Przez nasz kraj raz po raz przetaczają się ważkie dyskusje o moralności i etyce. Aborcja, eutanazja, in vitro, propaganda homoseksualna... - to tylko kilka z tych tematów. Głos zabierają różnej maści fachowcy od "cywilizowania" naszego podwórka - w głównej mierze politycy z lewej strony sceny naszego sejmu, czy "wyzwolone kobiety" (hm... Ciekawe z czego wyzwolone?).
Po drugiej stronie stają zaangażowani świeccy Kościoła katolickiego - do pierwszego szeregu zaliczyłbym "katola" ;) (sam jestem katolem!) pana Wojciecha Cejrowskiego, pana Terlikowskiego, czy panią Joannę Najfeld. Nie brakuje również polityków - tutaj wielki szacun dla pana Marka Jurka!
I dobrze, że ludzie, dla których wartości chrześcijańskie są wartościami konstruktywnymi, punktami odniesienia do otaczającej rzeczywistości.
Gdzie jednak jest moje/nasze środowisko oazowe? Czy to, iż Ruch Światło-Życie jest największym ruchem katolickim w Polsce, nie zobowiązuje nas do czegoś?
Pamiętam jak na 1. Diecezjalnej Kongregacji Ruchu Światło-Życie diecezji bielsko-żywieckiej, z ust jednego z gości z diec. krakowskiej ks. ... (przepraszam, zapomniałem nazwiska), padło, iż program formacyjny Ruchu uznano za najlepszy na naszym podwórku (ogólnopolskim). A śp. o. Augustyn Jankowski OSB, doradził zamianę jednego wersetu na inny, który jego zdaniem lepiej pasował wyrażał to, o czym był mowa.
Jest powód do dumy, jednak tylko chwilowy - ot, takie tytuły zobowiązują.
Podczas rozmowy z Pasterzem padło, iż pewien biskup zarzucił Ruchowi, iż nie wykształcił elit, będących zdolnych do "przejęcia" (wolałbym słowo sprawowania) władzy, czy to na szczeblu samorządowym, jak również ogólnopolskim.
Hm... Z pewnością podstawowym celem naszego Ruchu jest kształtowanie osobistej relacji z Bogiem, formacja biblijna, liturgiczna, jednak na końcu tego, co nazywamy formacją podstawową stawia się pytanie: W jaki sposób chcesz służyć Kościołowi? Chodzi o służbę wobec Boga oraz wobec ludzi... - krótko rzecz ujmując, o podjęcie konkretnej diakonii (z gr. służba). Ks. Blachnicki przecież założył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów.
Czy zatem moje/nasze środowisko oazowe winno zabierać głos omawianych sprawach? Czy niejako, jak spadkobiercy myśli sługi Bożego, ks. Franciszka Blachnickiego, mamy swoisty obowiązek uczestniczenia w tychże dyskusjach? Dla mnie to są pytanie retoryczne.
Ostatnim czasem jakoś zabrakło mi słów, zajęcia stanowiska przez Ruch, choćby w sprawie wyroku "Gość Niedzielny" vs. pewna pani (nie stać mnie na adwokata, więc wole nie używać nawet inicjałów tej pani), kilka miesięcy wczśniej ws. aborcji dziecka 14-letniej Agaty, a jeszcze z atualnych ws. procesu przeciwko pani Joannie Najfeld.
Może się mylę, może coś przeoczyłem... Taką jednak refleksję popełniłem w ostatnim czasie i chcę się z nią podzielić. Może i dlatego o tym piszę, iż ostatnim czasem bardziej angażuję się w Diakonię Komunikowania Społecznego i jakoś tematy społeczne są u mnie cały czas na tapecie...
Pozdrawiam,
Po drugiej stronie stają zaangażowani świeccy Kościoła katolickiego - do pierwszego szeregu zaliczyłbym "katola" ;) (sam jestem katolem!) pana Wojciecha Cejrowskiego, pana Terlikowskiego, czy panią Joannę Najfeld. Nie brakuje również polityków - tutaj wielki szacun dla pana Marka Jurka!
I dobrze, że ludzie, dla których wartości chrześcijańskie są wartościami konstruktywnymi, punktami odniesienia do otaczającej rzeczywistości.
Gdzie jednak jest moje/nasze środowisko oazowe? Czy to, iż Ruch Światło-Życie jest największym ruchem katolickim w Polsce, nie zobowiązuje nas do czegoś?
Pamiętam jak na 1. Diecezjalnej Kongregacji Ruchu Światło-Życie diecezji bielsko-żywieckiej, z ust jednego z gości z diec. krakowskiej ks. ... (przepraszam, zapomniałem nazwiska), padło, iż program formacyjny Ruchu uznano za najlepszy na naszym podwórku (ogólnopolskim). A śp. o. Augustyn Jankowski OSB, doradził zamianę jednego wersetu na inny, który jego zdaniem lepiej pasował wyrażał to, o czym był mowa.
Jest powód do dumy, jednak tylko chwilowy - ot, takie tytuły zobowiązują.
Podczas rozmowy z Pasterzem padło, iż pewien biskup zarzucił Ruchowi, iż nie wykształcił elit, będących zdolnych do "przejęcia" (wolałbym słowo sprawowania) władzy, czy to na szczeblu samorządowym, jak również ogólnopolskim.
Hm... Z pewnością podstawowym celem naszego Ruchu jest kształtowanie osobistej relacji z Bogiem, formacja biblijna, liturgiczna, jednak na końcu tego, co nazywamy formacją podstawową stawia się pytanie: W jaki sposób chcesz służyć Kościołowi? Chodzi o służbę wobec Boga oraz wobec ludzi... - krótko rzecz ujmując, o podjęcie konkretnej diakonii (z gr. służba). Ks. Blachnicki przecież założył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów.
Czy zatem moje/nasze środowisko oazowe winno zabierać głos omawianych sprawach? Czy niejako, jak spadkobiercy myśli sługi Bożego, ks. Franciszka Blachnickiego, mamy swoisty obowiązek uczestniczenia w tychże dyskusjach? Dla mnie to są pytanie retoryczne.
Ostatnim czasem jakoś zabrakło mi słów, zajęcia stanowiska przez Ruch, choćby w sprawie wyroku "Gość Niedzielny" vs. pewna pani (nie stać mnie na adwokata, więc wole nie używać nawet inicjałów tej pani), kilka miesięcy wczśniej ws. aborcji dziecka 14-letniej Agaty, a jeszcze z atualnych ws. procesu przeciwko pani Joannie Najfeld.
Może się mylę, może coś przeoczyłem... Taką jednak refleksję popełniłem w ostatnim czasie i chcę się z nią podzielić. Może i dlatego o tym piszę, iż ostatnim czasem bardziej angażuję się w Diakonię Komunikowania Społecznego i jakoś tematy społeczne są u mnie cały czas na tapecie...
Pozdrawiam,
niedziela, 18 października 2009
Mój Kościół...
Ostatnim czasem, podczas dyskusji na problematyczne tematy XXI wieku (jak dla kogo problematyczne) z osobami spoza Ruchu, którzy nie zawsze rozumieją pewne "środowiskowe" slogany (nie mam im tego za złe), często używam jako argumentu "Mój Kościół stanowi, że tego a tego nie wolno, nie powinno się tak postępować, a Bóg jest dla mnie najwyższą wartością, więc staram się tego przestrzegać" (staram się nie podawać tego argumentu, jako pierwszego, bo to zazwyczaj niepotrzebnie przekreśla całą rozmowę).
Jednak, co u rozmówcy wywołuje hasło "mój Kościół"? Nienawiść, zrozumienie, "nie mamy zatem o czym rozmawiać" itd.? Otóż nie! :) Moje doświadczenie pokazało, iż w rozmówcy stwierdzenie "bo mój Kościół" wywołuje zainteresowanie... oraz pytanie "do jakiego Kościoła należysz?"
Akurat mieszkam na terenie, gdzie istnieją miejsca, w których bracia protestanci stanowią większość, więc można podejrzewać, iż być może należę do jakiejś nie znanej mu denominacji tego kościoła, ewentualnie do wspólnoty chrześcijańskiej itp.
I tu nadchodzi stopniowe rozczarowanie moich rozmówców...
- RCC. [czyt. er si si] - pada moja odpowiedź.
- A co to takiego? - zdziwienie...
- Roman Catholic Church - odpowiadam pełen uśmiechu na twarzy, z dumą, odwagą, bez cienia zażenowania...
- A! - odpowiada najczęściej rozmówca, zdecydowanie rozczarowany...
Rozmowa najczęściej w tym momencie dobiega końca, bo współcześnie z katolikami się nie rozmawia. Jesteśmy chyba jedyną z niewielu grup, której stara się ograniczyć na wszelkie możliwe sposoby wypowiadania się, głosząc, iż średniowiecze już się skończyło, a teraz mamy XXI wiek... I jakoś tym się przejmuję? Oczywiście, że tak, jednak myślę, że nauczyłem się również dystansu do uwag nt. Kościoła, "złych i bogatych" księży, którzy tylko nas oszukują oraz fanatycznych rzesz moherowych berecików i aktywu świeckich. :) Czasami to nawet jest zabawne, jak oponenci silą się i trudzą, konstruując coraz to nowe argumenty... :)
Mój Kościół... Tak! Mój Kościół katolicki, założony przed wiekami przez Jezusa Chrystua, który powierzył go w ręce apostołów, widząc jak będzie wyglądał... Mój Kościół! Moja Ecclesia, Mater Ecclesia, którą kocham! :) Za wszystko i mimo wszystko... :) Oblubienica Pana!
Amen...
PS: Wszyscy jesteśmy Kościołem! :)
Jednak, co u rozmówcy wywołuje hasło "mój Kościół"? Nienawiść, zrozumienie, "nie mamy zatem o czym rozmawiać" itd.? Otóż nie! :) Moje doświadczenie pokazało, iż w rozmówcy stwierdzenie "bo mój Kościół" wywołuje zainteresowanie... oraz pytanie "do jakiego Kościoła należysz?"
Akurat mieszkam na terenie, gdzie istnieją miejsca, w których bracia protestanci stanowią większość, więc można podejrzewać, iż być może należę do jakiejś nie znanej mu denominacji tego kościoła, ewentualnie do wspólnoty chrześcijańskiej itp.
I tu nadchodzi stopniowe rozczarowanie moich rozmówców...
- RCC. [czyt. er si si] - pada moja odpowiedź.
- A co to takiego? - zdziwienie...
- Roman Catholic Church - odpowiadam pełen uśmiechu na twarzy, z dumą, odwagą, bez cienia zażenowania...
- A! - odpowiada najczęściej rozmówca, zdecydowanie rozczarowany...
Rozmowa najczęściej w tym momencie dobiega końca, bo współcześnie z katolikami się nie rozmawia. Jesteśmy chyba jedyną z niewielu grup, której stara się ograniczyć na wszelkie możliwe sposoby wypowiadania się, głosząc, iż średniowiecze już się skończyło, a teraz mamy XXI wiek... I jakoś tym się przejmuję? Oczywiście, że tak, jednak myślę, że nauczyłem się również dystansu do uwag nt. Kościoła, "złych i bogatych" księży, którzy tylko nas oszukują oraz fanatycznych rzesz moherowych berecików i aktywu świeckich. :) Czasami to nawet jest zabawne, jak oponenci silą się i trudzą, konstruując coraz to nowe argumenty... :)
Mój Kościół... Tak! Mój Kościół katolicki, założony przed wiekami przez Jezusa Chrystua, który powierzył go w ręce apostołów, widząc jak będzie wyglądał... Mój Kościół! Moja Ecclesia, Mater Ecclesia, którą kocham! :) Za wszystko i mimo wszystko... :) Oblubienica Pana!
Amen...
PS: Wszyscy jesteśmy Kościołem! :)
poniedziałek, 5 października 2009
Zwycięstwo? Ostatecznie i tak należy do Boga...
... a przecież to Bóg ma wygrać!!!
W bodajże ostatnim numerze "Gościa Niedzielnego", panCezary (ach ta moja pamięć do imion -dzięki Szemkel;)) Franciszek Kucharczak w "Tabliczce sumienia" pisał właśnie o przegranej, która ostatecznie jest zwycięstwem. Mówił o walce, o bitwach, jakie przyszło toczyć współcześnie chrześcijanom i o ich przegranych (głównie o "dziwnym", delikatnie mówiąc, wyroku sądu okręgowego w Katowicach, w sprawie A. T. vs. "Gość Niedzielny").
I niby przegraliśmy, bo przegrali wszyscy chrześcijanie (od rzymskich katolików, przez ich "greckich" braci, prawosławnych i ewangelików)... Jednakże ostatecznie zatriumfował Chrystus...
Czasami, jako, że idealistą jestem, myślę sobie, iż to wszystko jakieś dziwne, poplątane, ponieważ my (czyt. chrześcijanie) ciągle dostajemy baty... Jest nas tylu, a robi się z nami co się komu żywnie podoba! A po lekturze "tabliczki sumienia" pomyślałem: A co zrobiono z moim Bogiem? Umarł a jednak żyje! Zwyciężył! I wierzę, głęboko i szalenie wierzę, że zwycięstwo, to ostateczne zwycięstwo należy do Boga!
Na koniec film... Zapewne dla większości znany, ja dopiero przed chwilą go zobaczyłem... (otrzymałem linka od Oli, której w tym miejscu chciałbym za to podziękować - Olu... Dziękuję!).
Gianna Jessen przeżyła... aborcję! Jest niedoszłą ofiarą cichego holocaustu - bo przemysł aborcyjny to holocaust...
Gorąco zachęcam do poświęcenia tych kilkunastu minut i wsłuchania się w to, co pani Jessen ma do powiedzenia... Szczególnie o wartości bycia mężczyzną i kobietą.
W bodajże ostatnim numerze "Gościa Niedzielnego", pan
I niby przegraliśmy, bo przegrali wszyscy chrześcijanie (od rzymskich katolików, przez ich "greckich" braci, prawosławnych i ewangelików)... Jednakże ostatecznie zatriumfował Chrystus...
Czasami, jako, że idealistą jestem, myślę sobie, iż to wszystko jakieś dziwne, poplątane, ponieważ my (czyt. chrześcijanie) ciągle dostajemy baty... Jest nas tylu, a robi się z nami co się komu żywnie podoba! A po lekturze "tabliczki sumienia" pomyślałem: A co zrobiono z moim Bogiem? Umarł a jednak żyje! Zwyciężył! I wierzę, głęboko i szalenie wierzę, że zwycięstwo, to ostateczne zwycięstwo należy do Boga!
Na koniec film... Zapewne dla większości znany, ja dopiero przed chwilą go zobaczyłem... (otrzymałem linka od Oli, której w tym miejscu chciałbym za to podziękować - Olu... Dziękuję!).
Gianna Jessen przeżyła... aborcję! Jest niedoszłą ofiarą cichego holocaustu - bo przemysł aborcyjny to holocaust...
Gorąco zachęcam do poświęcenia tych kilkunastu minut i wsłuchania się w to, co pani Jessen ma do powiedzenia... Szczególnie o wartości bycia mężczyzną i kobietą.
sobota, 26 września 2009
Wśród popularnych demotywatorów, jakoś ostatnim czasem natrafiłem na jeden, który... Właśnie co? Napis pod zdjęciem głosił coś w stylu: "obrażasz katolika - jesteś cool..., obrażasz geja - jesteś nietolerancyjny". (Być może cytat nie dosłowny, nawet samego demotywatora nie znalazłem, jednak sens słów myślę, a nawet jestem pewny, że zachowałem).
W świetle tego, co się ostatnio w Polsce wydarzyło, a mam na myśli wyrok katowickiego sądu ws. przeciwko "Gościowi Niedzielnemu", zacząłem się zastanawiać, jak długo jeszcze będę mógł pisać tego bloga (co prawda ostatnio stosunkowo rzadko cokolwiek piszę, mimo to, takowa myśl przemknęła mi przez głowę). Skąd moje wątpliwości? Bo nie wiem, jak długo jeszcze, będę mógł wyrażać swoje poglądy, będę mógł głośno mówić o swojej wierze, o tym, że jestem tym kim jestem... Wolność słowa! Dumne hasło, za które przyszło walczyć i niejednokrotnie ginąć wielu ludziom... Co się stało z ideałami, z etosem, z poczuciem honoru...?
Kiedyś walczono o wolną sobotę - teraz się walczy by niedziela była wolna!
Kiedyś walczono o to, aby człowiek mógł żyć - teraz się walczy o tzw. "godną" śmierć albo możliwość zabijania tych, którzy nie mogą się bronić...
Kiedyś walczono o wolność - po upływie pierwszej dekady XXI wieku, zaczyna wygrywać swawola...
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę." (1 Kor 6, 12) "Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje." (1 Kor 10, 23)
Mądrość czerpie się z historii, ze starych ksiąg... - nigdy o tym nie zapomnijmy!
W świetle tego, co się ostatnio w Polsce wydarzyło, a mam na myśli wyrok katowickiego sądu ws. przeciwko "Gościowi Niedzielnemu", zacząłem się zastanawiać, jak długo jeszcze będę mógł pisać tego bloga (co prawda ostatnio stosunkowo rzadko cokolwiek piszę, mimo to, takowa myśl przemknęła mi przez głowę). Skąd moje wątpliwości? Bo nie wiem, jak długo jeszcze, będę mógł wyrażać swoje poglądy, będę mógł głośno mówić o swojej wierze, o tym, że jestem tym kim jestem... Wolność słowa! Dumne hasło, za które przyszło walczyć i niejednokrotnie ginąć wielu ludziom... Co się stało z ideałami, z etosem, z poczuciem honoru...?
Kiedyś walczono o wolną sobotę - teraz się walczy by niedziela była wolna!
Kiedyś walczono o to, aby człowiek mógł żyć - teraz się walczy o tzw. "godną" śmierć albo możliwość zabijania tych, którzy nie mogą się bronić...
Kiedyś walczono o wolność - po upływie pierwszej dekady XXI wieku, zaczyna wygrywać swawola...
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę." (1 Kor 6, 12) "Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje." (1 Kor 10, 23)
Mądrość czerpie się z historii, ze starych ksiąg... - nigdy o tym nie zapomnijmy!
piątek, 28 sierpnia 2009
Mijają właśnie dwa miesiące...
Jakoś tak ten czas leci - dwa miesiące minęły od ostatniego wpisu... Dziwny ten czas i pewnie jeszcze przez jakiś czas pozostanie dziwny... Tak bywa, tak jest!
Ostatnio w necie natrafiłem na bardzo ciekawy filmik...
Ostatnio w necie natrafiłem na bardzo ciekawy filmik...
sobota, 27 czerwca 2009
Rok Kapłański...
Rok kapłański rozpoczął się tydzień temu, II Nieszporami Uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Czy jest w ogóle potrzebny taki rok, Rok Kapłański, w którym cały Kościół pochyla się nad tajemnicą kapłaństwa? Moim skromnym zdaniem, świeckiego, uczestniczącego w życiu Kościoła, powiem, że jest szalenie ważny... Dlaczego? Żeby po pierwsze odkryć i zobaczyć tego gościa, stającego co niedzielę przed nami po drugiej stronie ołtarza. Żeby zobaczyć w nim - kapłanie - i człowieka, i Chrystusa jednocześnie, którego mocą ksiądz, zakonnik, biskup, Papież, przemieniają chleb w Ciało, a wino w krew Jezusa.
Ksiądz też człowiek - przekonałem się i przekonuję o tym każdego dnia. Nie jest, przepraszam za wyrażenie, "świętą krową", wołającą tylko o kasę i mówiącą, że to, co robimy jest złe i będziemy potępienie. To nie straszak, jeno konkretny facet, z konkretną historią swojego życia, w czasie którego odkrył i odpowiedział na wezwanie Jezusa.
Ksiądz to mężczyzna z krwi i kości... To wojownik, stający na pierwszej linii frontu walki - za nim stajemy my. Proszę zwrócić uwagę ile obelg, niejednokrotnie bezpodstawnych zarzutów ciska się właśnie w księży. Podkreślam - bezpodstawnych. Jeżeli jeden ksiądz upadnie, najczęściej obrywają wszyscy...
Ksiądz to wojownik - uwielbiam to porównanie... Ze swoją zbroją, orężem staje do prawdziwej i regularnej walki o człowieka, bliźniego...
Każdy kapłan to ojciec - w wymiarze duchowym rzecz jasna. Kapłaństwo to także droga realizacji ojcostwa przez mężczyznę.
Ktoś powie/napisze w komentarzu - piękne idee, piękne i patetyczne słowa, jednak rzeczywistość jest inna, bo... i tu następuje cała litania przewinień kapłanów (od donosicielstwa za czasów PRL, po romanse, malwersacje finansowe, bogacenie się... - któż tego nie zna).
Kapłaństwo jest święte, lecz pamiętajmy, że realizowane przez grzesznych ludzi - takich samych, jak my. Ksiądz to nie inny gatunek człowieka! ;) Ma rodziców, może być wujkiem, chodzi do toalety, musi jeść i pić, aby móc przeżyć...
Moja słowa być może są wzniosłe, może dla kogoś aż nazbyt... Jednak jak każdy rycerz potrzebował "fundatorów" swojej zbroi, konia, jednym słowem wsparcia, tak również każdy kapłan, stawający do walki potrzebuje wsparcia. Naszego wsparcia, na które nie spada pierwsza fala ataku...
Ktoś kiedyś przewrotnie powiedział - mamy takich kapłanów, jakich sobie wymodlimy. Módlmy się więc wszyscy o nowe powołania kapłańskie i zakonne, módlmy się za już wyświęconych mężczyzn do posługi kapłańskiej, aby nie ustawali na swej drodze, o świętość ich życia, o wiarę dla nich i umocnienie.
Módlmy się również za nas, abyśmy odkrywali w sobie nasze kapłaństwo powszechne (o tym również napiszę).
Pozdrawiam,
Czy jest w ogóle potrzebny taki rok, Rok Kapłański, w którym cały Kościół pochyla się nad tajemnicą kapłaństwa? Moim skromnym zdaniem, świeckiego, uczestniczącego w życiu Kościoła, powiem, że jest szalenie ważny... Dlaczego? Żeby po pierwsze odkryć i zobaczyć tego gościa, stającego co niedzielę przed nami po drugiej stronie ołtarza. Żeby zobaczyć w nim - kapłanie - i człowieka, i Chrystusa jednocześnie, którego mocą ksiądz, zakonnik, biskup, Papież, przemieniają chleb w Ciało, a wino w krew Jezusa.
Ksiądz też człowiek - przekonałem się i przekonuję o tym każdego dnia. Nie jest, przepraszam za wyrażenie, "świętą krową", wołającą tylko o kasę i mówiącą, że to, co robimy jest złe i będziemy potępienie. To nie straszak, jeno konkretny facet, z konkretną historią swojego życia, w czasie którego odkrył i odpowiedział na wezwanie Jezusa.
Ksiądz to mężczyzna z krwi i kości... To wojownik, stający na pierwszej linii frontu walki - za nim stajemy my. Proszę zwrócić uwagę ile obelg, niejednokrotnie bezpodstawnych zarzutów ciska się właśnie w księży. Podkreślam - bezpodstawnych. Jeżeli jeden ksiądz upadnie, najczęściej obrywają wszyscy...
Ksiądz to wojownik - uwielbiam to porównanie... Ze swoją zbroją, orężem staje do prawdziwej i regularnej walki o człowieka, bliźniego...
Każdy kapłan to ojciec - w wymiarze duchowym rzecz jasna. Kapłaństwo to także droga realizacji ojcostwa przez mężczyznę.
Ktoś powie/napisze w komentarzu - piękne idee, piękne i patetyczne słowa, jednak rzeczywistość jest inna, bo... i tu następuje cała litania przewinień kapłanów (od donosicielstwa za czasów PRL, po romanse, malwersacje finansowe, bogacenie się... - któż tego nie zna).
Kapłaństwo jest święte, lecz pamiętajmy, że realizowane przez grzesznych ludzi - takich samych, jak my. Ksiądz to nie inny gatunek człowieka! ;) Ma rodziców, może być wujkiem, chodzi do toalety, musi jeść i pić, aby móc przeżyć...
Moja słowa być może są wzniosłe, może dla kogoś aż nazbyt... Jednak jak każdy rycerz potrzebował "fundatorów" swojej zbroi, konia, jednym słowem wsparcia, tak również każdy kapłan, stawający do walki potrzebuje wsparcia. Naszego wsparcia, na które nie spada pierwsza fala ataku...
Ktoś kiedyś przewrotnie powiedział - mamy takich kapłanów, jakich sobie wymodlimy. Módlmy się więc wszyscy o nowe powołania kapłańskie i zakonne, módlmy się za już wyświęconych mężczyzn do posługi kapłańskiej, aby nie ustawali na swej drodze, o świętość ich życia, o wiarę dla nich i umocnienie.
Módlmy się również za nas, abyśmy odkrywali w sobie nasze kapłaństwo powszechne (o tym również napiszę).
Pozdrawiam,
niedziela, 21 czerwca 2009
Niedziela - Dzień Pański, także w wakacje!!!
Tytuł tego posta chyba w najlepszy sposób streszcza treść dzisiejszego kazania, jakie usłyszałem w mojej rodzinnej parafii.
Ks. Proboszcz mówił, wedle mojej opinii, o ważnych rzeczach:
Ks. Proboszcz mówił, wedle mojej opinii, o ważnych rzeczach:
- o prawie do pracy, godziwych warunków jej wykonywania; o tym, że brak pracy niszczy człowieka również pod względem duchowym,
- o prawie do wypoczynku, ale do wypoczynku prawdziwego, a nie spędzonego na adoracji "przenajświętszego telewizorka"; co więcej, człowiek ma nawet swoisty obowiązek do tego, aby wypocząć, zregenerować siły;
- o chodzeniu do sklepu w niedzielę, że przez to odbieram prawo do wypoczynku pracownikom, którzy "muszą" mnie obsłużyć... (mowa była o supermarketach, wielkich centrach handlowych, jednak po wysłuchaniu kazania nie miałem sumienia iść po kilogram cukru do osiedlowego sklepu, otwartego tylko 3 godziny w niedzielę ;)...
Subskrybuj:
Posty (Atom)