Gdy po pewnym czasie Jezus wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy. A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga? Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego.(Mk 2,1-12)
W najbliższą niedzielę usłyszymy w naszych kościołach dobrze już znaną historię. Cały czas, rozważając Pismo Święte, staram się przeżywać to, co czytam (słyszę!). Obciążony wieloma interpretacjami, "powszechnością" i obyciem z PŚ, nie jest to łatwe - trudno uwolnić się od pewnych konwenansów... Mimo to trzeba próbować, skoro Słowo Boże jest żywe, uniwersalne i ponadczasowe.
Podobnie rzecz się ma z fragmentem z Ewangelii św. Marka. Wiara tych, którzy przynieśli paralityka, odpuszcza jego grzechy. Nie ma tu mowy o uzdrowieniu fizycznym, co następuje nieco później. Oczyszczona zostaje dusza chorego, uwolniono go od tego, czego nie widać. Dopiero później następuje uzdrowienie z paraliżu i "chory" może już wstać, wziąć łoże i odejść w pokoju.
W jakie osłupienie musiał wprawić Jezus wszystkich zebranych? Na oczach ich wszystkich dokonało się coś, czego normalnie, pewnie nawet współcześnie, nie da się wytłumaczyć. Jednak, przynajmniej tak mnie się wydaje, sedno sprawy rozegrało się kilka słów wcześniej - owe odpuszczenie grzechu! Tego ludzie nie zobaczyli, a uczeni w Piśmie w dodatku nie dowierzali...
Tego, co Jezus dokonuje normalnie nie widać. Potrzeba czegoś więcej - tutaj nie ma mickiewiczowskiego oka i szkiełka, tego czegoś się tym nie zbada...
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Ponownie staje przede mną świdrujące pasterza Andrzeja pytanie o wiarę, gdyż Jezus, widząc ich wiarę. Wiarę! Trza wierzyć.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pismo Święte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pismo Święte. Pokaż wszystkie posty
piątek, 17 lutego 2012
sobota, 11 lutego 2012
Ewangelia VI niedzieli zwykłej (12 lutego 2012r.)
Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony! Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.(Mk 1,40-45)
Fragment powszechnie znany, słyszeliśmy go już nie raz. Jednak mimo to, zachwyca mnie postawa owego trędowatego. Czym była ta choroba dla Żyda, nie trzeba chyba przypominać. Mówi o tym pierwsze czytanie z Księgi Kapłańskiej - w skrócie: chorzy na trąd byli odizolowani od reszty społeczeństwa, uważano ich za nieczystych. Taki "nieczysty" przychodzi do Jezusa i prosi o oczyszczenie, gdyż nie chce być napiętnowany, wytykany palcami, bo... chce normalnie żyć. Tak przynajmniej uważam, gdybym był na jego miejscu, najbardziej chciałbym normalności.
Jezus Go uzdrawia - przy czym znamienna jest wymiana zdań między panami. Chcesz? Chcę... Moja wola wolą Twą! Trędowaty wpisał się w wolę Boga, spotkali się w tym samym punkcie i stał się cud.
Dlaczego jednak Jezus zabrania mówić mu, że to dzięki Niemu? Czy Jezus był, ot przepraszam za sformułowanie, ale jakoś tak mi się nasunęło, tak naiwny, aby być przekonanym, że uzdrowiony nie powie, co stało się naprawdę? Przecież ten człowiek kipiał ze szczęścia. Od dawien dawna mógł zażyć... życia, normalnego życia! Nie był już wytykany, nie musiał chodzić i wołać, że jest nieczysty! To, co zrobił, w moim mniemaniu, było czymś normalnym - ogłosił dobro całemu światu!
Ewangelista nie podaje czy ex-trędowaty poszedł złożyć ofiarę Bogu. Wierzę, że tak uczynił, że wypełnił to, co przykazał mu Jezus, a po drodze rozgłaszał wszem i wobec o tym, co się wydarzyło w jego życiu. Wierzę w prostotę tego uzdrowionego - bo na świecie są dobrzy ludzie, prostoduszni, którzy za okazane im dobro chcą się odwdzięczyć tak, jak potrafią najlepiej.
A Bóg? Jezus schodzi z pierwszego planu... Czeka w ustronnym miejscu, na pustyni, gdzie sucho, duszno, pełno kurzu. Cierpliwie czeka, aż przyjdę, aż przyjdziemy zapytać: Boże chcesz mojej miłości? Co odpowie Bóg... ? ;)
Fragment powszechnie znany, słyszeliśmy go już nie raz. Jednak mimo to, zachwyca mnie postawa owego trędowatego. Czym była ta choroba dla Żyda, nie trzeba chyba przypominać. Mówi o tym pierwsze czytanie z Księgi Kapłańskiej - w skrócie: chorzy na trąd byli odizolowani od reszty społeczeństwa, uważano ich za nieczystych. Taki "nieczysty" przychodzi do Jezusa i prosi o oczyszczenie, gdyż nie chce być napiętnowany, wytykany palcami, bo... chce normalnie żyć. Tak przynajmniej uważam, gdybym był na jego miejscu, najbardziej chciałbym normalności.
Jezus Go uzdrawia - przy czym znamienna jest wymiana zdań między panami. Chcesz? Chcę... Moja wola wolą Twą! Trędowaty wpisał się w wolę Boga, spotkali się w tym samym punkcie i stał się cud.
Dlaczego jednak Jezus zabrania mówić mu, że to dzięki Niemu? Czy Jezus był, ot przepraszam za sformułowanie, ale jakoś tak mi się nasunęło, tak naiwny, aby być przekonanym, że uzdrowiony nie powie, co stało się naprawdę? Przecież ten człowiek kipiał ze szczęścia. Od dawien dawna mógł zażyć... życia, normalnego życia! Nie był już wytykany, nie musiał chodzić i wołać, że jest nieczysty! To, co zrobił, w moim mniemaniu, było czymś normalnym - ogłosił dobro całemu światu!
Ewangelista nie podaje czy ex-trędowaty poszedł złożyć ofiarę Bogu. Wierzę, że tak uczynił, że wypełnił to, co przykazał mu Jezus, a po drodze rozgłaszał wszem i wobec o tym, co się wydarzyło w jego życiu. Wierzę w prostotę tego uzdrowionego - bo na świecie są dobrzy ludzie, prostoduszni, którzy za okazane im dobro chcą się odwdzięczyć tak, jak potrafią najlepiej.
A Bóg? Jezus schodzi z pierwszego planu... Czeka w ustronnym miejscu, na pustyni, gdzie sucho, duszno, pełno kurzu. Cierpliwie czeka, aż przyjdę, aż przyjdziemy zapytać: Boże chcesz mojej miłości? Co odpowie Bóg... ? ;)
piątek, 15 lipca 2011
Pytanie o wiarę...
We wczorajszym wpisie wspominałem, że ku radości pewnego PAsterza, ponownie stawiam pytanie o wiarę... W sumie nie wiem, jak to pytanie w ogóle sformułować, jednak jest ono (to pytanie) zdecydowanie kluczowym, jeśli w ogóle chcemy mówić o Bogu, duchowości itd.
Czy wierzysz? Jak wierzysz? Co to jest wiara? Czy wierzysz do końca? - można wymieniać w nieskończoność, a i tak na każde z tych pytań nie da się do końca, w pełni odpowiedzieć. Nie mówiąc już o odpowiedziach dobrych i złych...
Dzisiaj, w subskrypcji czytań portalu mateusz.pl, znalazło się krótkie rozważanie do słów Panie, daj mi światłe oczy serca (Ef 1, 18). Poniżej zamieszczam i polecam do przeczytania.
PS: Czytania na każdy dzień - polecam się zapisać.
Czy wierzysz? Jak wierzysz? Co to jest wiara? Czy wierzysz do końca? - można wymieniać w nieskończoność, a i tak na każde z tych pytań nie da się do końca, w pełni odpowiedzieć. Nie mówiąc już o odpowiedziach dobrych i złych...
Dzisiaj, w subskrypcji czytań portalu mateusz.pl, znalazło się krótkie rozważanie do słów Panie, daj mi światłe oczy serca (Ef 1, 18). Poniżej zamieszczam i polecam do przeczytania.
Pozdrawiam,
WIARA JEST DAREM BOGA
Panie, daj mi światłe oczy serca (Ef 1, 18)
„Bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11, 6). Wiara jest podstawą łączności z Bogiem. Dla człowieka niewierzącego Bóg nie ma żadnego znaczenia, żadnej wartości, żadnego miejsca w jego życiu. Przeciwnie, im wiara jest żywsza, tym więcej Bóg wchodzi w życie człowieka i staje się jego wszystkim, jego jedyną wielką rzeczywistością, dla której żyje i podejmuje odważnie cierpienie i śmierć. „Jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli umieramy, umieramy dla Pana” (Rz 14, 8). Tym, co prowadzą życie duchowe, nie brakuje wiary. Często jednak brakuje wiary żywej, konkretnej, która zawsze ukazuje Boga we wszystkich rzeczach, daje zmysł Jego rzeczywistości transcendentalnej, nadzmysłowej i wiecznej, nieskończenie wyższej nad wszystkie rzeczywistości doczesne.
Wiara nie opiera się na danych zmysłowych, na tym, co się widzi lub czego się dotyka, ani nawet na tym, co rozum ludzki może zrozumieć o Bogu, lecz przewyższając to wszystko, czyni ona człowieka uczestnikiem takiego poznania, jakie Bóg ma sam o sobie. Jest to wielki dar, jaki Bóg ofiaruje człowiekowi podnosząc go do stanu swego dziecka i czyniąc go w ten sposób uczestnikiem swojej natury, a zatem życia będącego poznaniem i miłością. Wiara udziela mu poznania Boga, miłość zaś kochania Go. Na chrzcie, razem z łaską uświęcającą, chrześcijanin otrzymuje te cnoty, dzięki którym jest zdolny nawiązać z Bogiem łączność myślą i miłością. Jak łaska jest darem darmo danym, tak samo i wiara: to Bóg powołuje do wiary i udziela wiary. „Łaską — twierdzi Apostoł — jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie z was, lecz jest darem Boga” (Ef 2, 8). Sobór Watykański II zaś dodaje: „By móc okazywać taką wiarę, trzeba mieć łaskę Bożą uprzedzającą i wspomagającą oraz wewnętrzne pomoce Ducha Świętego, który by poruszał serca i zwracał je do Boga, otwierał oczy rozumu i udzielał «wszystkim słodyczy w uznawaniu i dawaniu wiary prawdziwej»” (KO 5). W praktyce nie zastanawiamy się dość głęboko nad tym, że wiara to czysty dar Boga, a nie osobista zasługa. Bóg jest przedmiotem wiary, a także jej dawcą; Bóg udziela człowiekowi pragnienia poznania Go, wierzenia w Niego i czyni go zdolnym do aktu wiary.
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
- Panie, ja wierzę; ja chcę wierzyć w Ciebie. O Panie, spraw, aby moja wiara była pełna, bez zastrzeżeń, aby przeniknęła mój umysł, mój sposób osądzania rzeczy Bożych i ludzkich.
Panie, spraw, aby moja wiara była wolna, to znaczy, aby towarzyszyło jej moje osobiste współdziałanie, moje przylgnięcie, aby przyjęła wyrzeczenia i powinności, jakie z sobą niesie, i aby wyrażała najwyższą decyzję mojej osobowości: wierzę w Ciebie, Panie.
O Panie, spraw, aby moja wiara była pewna: pewna ze względu na zewnętrzną zgodność dowodów i na wewnętrzne świadectwo Ducha Świętego; pewna dzięki swojemu światłu utwierdzającemu, dzięki celowi zapewniającemu pokój, dzięki jej przyswojeniu, które daje ukojenie.
Panie, spraw, aby wiara moja była mocna, nie obawiała się sprzeczności problemów, z których wywodzi się pełne doświadczenie naszego życia żądnego światła, aby nie obawiała się sprzeciwu ze strony ludzi, którzy ją roztrząsają, zwalczają, odrzucają, przeczą jej; niech się umocni w wewnętrznym dowodzie Twojej prawdy... o Panie, spraw, aby moja wiara była radosna, dała memu duchowi pokój i wesele, uzdolniła go i do modlitwy, i do rozmowy z ludźmi, aby duch mój promieniował swym wewnętrznym szczęściem zarówno w rozmowie o rzeczach świętych, jak i o sprawach świata.
O Panie, spraw, aby moja wiara była czynna, aby poprzez prawdziwą przyjaźń z Tobą i ukochanie Ciebie była ciągłym poszukiwaniem, nieustannym świadectwem, ustawicznym ożywianiem nadziei.
O Panie, spraw, aby moja wiara była pokorna, aby nie przeceniała osiągnięć mej myśli i mojego uczucia, lecz aby poddała się świadectwu Ducha Świętego i nie miała innej rękojmi poza uległością względem tradycji i powagi urzędu nauczycielskiego Kościoła świętego. Amen (Paweł VI).
Żyć Bogiem, t. II, str. 409
PS: Czytania na każdy dzień - polecam się zapisać.
czwartek, 14 lipca 2011
Ciekawy fragment u św. Pawła...
Czytając Pismo Święte doszedłem do takiego oto fragmentu z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian:
Zaskoczyło mnie to... Myślałem, iż Apostoł w liście potępi tych, którzy tak czynią. Ten jednak się cieszy... Chyba nie do końca to rozumiem, choć coś w głowie mówi mi, że Paweł dobrze prawi.
Sam mam mówić o Bogu tak, aby to znajdywało swoje pokrycie w moich czynach. Zbawienie przez uczynki? Nic z tych rzeczy! Jezus już nas zbawił, to raz. Dwa - nasza wiara w to zbawienie jest ważna... Trzy - wiara bez uczynków jest martwa. Być może ci, którzy głosili nieszczerze, nie zbierali owoców swojej "ewangelizacji"? Bo po owocach ich poznacie... I ponownie zatrzymuję się nad pytaniem o wiarę, widząc jednocześnie uśmiech na twarzy pewnego PAsterza... ;)
Tyle!
Niektórzy, co prawda, czynią to z zazdrości i przekory, inni jednak głoszą Chrystusa szczerym sercem. Ci ostatni robią to z miłości, wiedząc, że moim zadaniem jest obrona Ewangelii, tamci zaś przepowiadają Chrystusa dla własnej chwały i nieszczerze, chcąc powiększyć jeszcze ucisk moich kajdan. I co z tego wszystkiego wynika? To, że na wszelki sposób, na pokaz, czy też naprawdę głosi się Chrystusa. To mnie raduje i będzie radowało. Flp 1, 15-18 (Edycja św. Pawła)Dla porównania Biblia Tysiąclecia:
15 Niektórzy wprawdzie z zawiści i przekory, drudzy zaś z dobrej woli głoszą Chrystusa. 16 Ci ostatni [głoszą] z miłości, świadomi tego, że jestem przeznaczony do obrony Ewangelii. 17 Tamci zaś, powodowani niewłaściwym współzawodnictwem, rozgłaszają Chrystusa nieszczerze, sądząc, że przez to dodadzą ucisku moim kajdanom. 18 Ale cóż to znaczy? Jedynie to, że czy to obłudnie, czy naprawdę, na wszelki sposób rozgłasza się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył. (http://www.biblia.poznan.pl/PS/Biblia.htm - wydanie IV)Paweł siedzi w więzieniu. I pisze słowa o nieszczery głoszeniu Chrystusa. Nie potępia jednak tych, którzy to robią, co więcej, mówi wręcz o swojej radości, gdyż "głosi się" Jezusa i Jego Ewangelię.
Zaskoczyło mnie to... Myślałem, iż Apostoł w liście potępi tych, którzy tak czynią. Ten jednak się cieszy... Chyba nie do końca to rozumiem, choć coś w głowie mówi mi, że Paweł dobrze prawi.
Sam mam mówić o Bogu tak, aby to znajdywało swoje pokrycie w moich czynach. Zbawienie przez uczynki? Nic z tych rzeczy! Jezus już nas zbawił, to raz. Dwa - nasza wiara w to zbawienie jest ważna... Trzy - wiara bez uczynków jest martwa. Być może ci, którzy głosili nieszczerze, nie zbierali owoców swojej "ewangelizacji"? Bo po owocach ich poznacie... I ponownie zatrzymuję się nad pytaniem o wiarę, widząc jednocześnie uśmiech na twarzy pewnego PAsterza... ;)
Tyle!
niedziela, 3 kwietnia 2011
Ewangelia IV niedzieli Wielkiego Postu (3 kwietnia 2011 r.)
Dzisiejsza Ewangelia wprawiła mnie w osłupienie... Jeszcze nie wgłębiałem się w te słowa, jednak samo jej wysłuchanie było dla mnie dość zaskakującym doświadczeniem. Słuchałem jej bowiem z "szeroko otwartymi uszami", czekając na rozwój wypadków, czekając co się za chwilę stanie... Zaskoczył mnie dynamizm sytuacji, tego, jak szybko padały argumenty i kontrargumenty; ciekawe były reakcje bohaterów tej perykopy... Pozwoliłem sobie na małe przeredagowanie tekstu, aby móc zobaczyć te dialogi. Czy jest w tym "coś"? Nie wiem, jednak dawno usłyszana Ewangelia nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Wiara rodzi się ze słuchania...
(J 9,1-41)
Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie:
- Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice?
Jezus odpowiedział:
- Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata.
To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: - Idź, obmyj się w sadzawce Siloam - co się tłumaczy: Posłany.
On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili:
- Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?
Jedni twierdzili:
- Tak, to jest ten, - a inni przeczyli: Nie, jest tylko do tamtego podobny.
On zaś mówił:
- To ja jestem.
Mówili więc do niego:
- Jakżeż oczy ci się otwarły?
On odpowiedział:
- Człowiek zwany Jezusem uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: Idź do sadzawki Siloam i obmyj się. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem.
Rzekli do niego: - Gdzież On jest?
On odrzekł:
- Nie wiem.
Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich:
- Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę.
Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli:
- Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu.
Inni powiedzieli:
- Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?
I powstało wśród nich rozdwojenie. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego:
- A ty, co o Nim myślisz w związku z tym, że ci otworzył oczy?
Odpowiedział: - To prorok.
Jednakże Żydzi nie wierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, tak że aż przywołali rodziców tego, który przejrzał, i wypytywali się ich w słowach:
- Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomym urodził? W jaki to sposób teraz widzi?
Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli:
- Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomym. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi, nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, niech mówi za siebie.
Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: Ma swoje lata, jego samego zapytajcie!
Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego:
- Daj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem.
Na to odpowiedział:
- Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę.
Rzekli więc do niego:
- Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?
Odpowiedział im:
- Już wam powiedziałem, a wyście mnie nie wysłuchali. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami?
Wówczas go zelżyli i rzekli:
- Bądź ty sobie Jego uczniem, my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś nie wiemy, skąd pochodzi.
Na to odpowiedział im ów człowiek:
- W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast Bóg wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić.
Na to dali mu taką odpowiedź:
- Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać? - I precz go wyrzucili.
Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego:
- Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?
On odpowiedział:
- A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?
Rzekł do niego Jezus:
- Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie.
On zaś odpowiedział:
- Wierzę, Panie!- i oddał Mu pokłon.
Jezus rzekł:
- Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci , którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi.
Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego:
- Czyż i my jesteśmy niewidomi?
Jezus powiedział do nich:
- Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal.
(J 9,1-41)
Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie:
- Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice?
Jezus odpowiedział:
- Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata.
To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: - Idź, obmyj się w sadzawce Siloam - co się tłumaczy: Posłany.
On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili:
- Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?
Jedni twierdzili:
- Tak, to jest ten, - a inni przeczyli: Nie, jest tylko do tamtego podobny.
On zaś mówił:
- To ja jestem.
Mówili więc do niego:
- Jakżeż oczy ci się otwarły?
On odpowiedział:
- Człowiek zwany Jezusem uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: Idź do sadzawki Siloam i obmyj się. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem.
Rzekli do niego: - Gdzież On jest?
On odrzekł:
- Nie wiem.
Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich:
- Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę.
Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli:
- Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu.
Inni powiedzieli:
- Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?
I powstało wśród nich rozdwojenie. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego:
- A ty, co o Nim myślisz w związku z tym, że ci otworzył oczy?
Odpowiedział: - To prorok.
Jednakże Żydzi nie wierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, tak że aż przywołali rodziców tego, który przejrzał, i wypytywali się ich w słowach:
- Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomym urodził? W jaki to sposób teraz widzi?
Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli:
- Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomym. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi, nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, niech mówi za siebie.
Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: Ma swoje lata, jego samego zapytajcie!
Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego:
- Daj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem.
Na to odpowiedział:
- Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę.
Rzekli więc do niego:
- Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?
Odpowiedział im:
- Już wam powiedziałem, a wyście mnie nie wysłuchali. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami?
Wówczas go zelżyli i rzekli:
- Bądź ty sobie Jego uczniem, my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś nie wiemy, skąd pochodzi.
Na to odpowiedział im ów człowiek:
- W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast Bóg wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić.
Na to dali mu taką odpowiedź:
- Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać? - I precz go wyrzucili.
Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego:
- Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?
On odpowiedział:
- A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?
Rzekł do niego Jezus:
- Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie.
On zaś odpowiedział:
- Wierzę, Panie!- i oddał Mu pokłon.
Jezus rzekł:
- Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci , którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi.
Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego:
- Czyż i my jesteśmy niewidomi?
Jezus powiedział do nich:
- Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal.
Subskrybuj:
Posty (Atom)