Tak w skrócie mogę podsumować spotkanie, w którym uczestniczyłem wczoraj. Słowa zawarte w tytule są niby oczywistością, jednak czasami warto usłyszeć "oczywistą oczywistość". Główny celebrans wczorajszej Eucharystii wypowiedział je w kontekście ewangelizacji.
Temat jest "na topie"! Niedawno powołano w Polsce zespół ds. nowej ewangelizacji, w Rzymie z kolei odbyło się spotkanie przedstawicieli ruchów, stowarzyszeń, wspólnot, poświęcone temu zagadnieniu. Przygotowywany jest synod biskupów o "nowym" głoszeniu Chrystusa.
W sumie epitet (przymiotnik) nowy jest nie na miejscu... Trochę prowokuję ;) Dlaczego nie na miejscu? Ponieważ ewangelizacja, zapoczątkowana przez apostołów nigdy się nie zakończyła, jest to proces ciągły, który będzie trwał... Ale! Zawsze musi być jakieś ale! :) Ponownego głoszenia Chrystusa i Ewangelii potrzebują kraje, które uznawane były za chrześcijańskie. Jednak procesy sekularyzacyjne, jakie w nich wystąpiły, odniosły zwycięstwo... Skutki myślę, że dobrze znamy. Do naszego kraju powoli dochodzi ta fala.
Mamy głosić Chrystusa i Jego Miłość! - powtórzę te słowa jeszcze raz, gdyż zapadły mi w pamięć. I dalej ksiądz mówił, że nie o etyce, nie o moralności, tylko wprost, głośno i wyraźnie mówić ludziom "Bóg Cię kocha, ma dla Ciebie wspaniały plan na życie i z Miłości oddał za Ciebie swoje życie!". Znamy te hasła? Hmm... Tak, to kerygmat, podstawowa prawda chrześcijańska. W KK nieco rozszerzona o Ducha Świętego i wspólnotę Kościoła. Warto poczytać!
I jak tak sobie myślałem o ewangelizacji, to doszedłem do wniosku, iż rzeczywiście rozmyliśmy się albo lepiej, rozmieniliśmy się na drobne. Daliśmy się (jako chrześcijanie, czyli ci, którzy są wezwani do głoszenia) wpędzić w dyskusje o kruczkach prawnych, zamiast otwarcie i stanowczo stwierdzać, że fundamentem prawdziwego życia jest Jezus i Jego nauka.
Łatwo nie będzie, to z pewnością. Z pomocą dam radę (ja) i każdy, kto wierzy oraz kto przyjął Jezusa Chrystusa, jako swojego Pana i Zbawiciela. Sedno sprawy tkwi w osobistej relacji z Bogiem, ale o tym może innym razem...
Z Bogiem! :)
PS: Foto witrażu pochodzi z bloga http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/litania-do-najsw-serca-pana-jezusa.html
niedziela, 6 listopada 2011
poniedziałek, 17 października 2011
Aż popełnię post!
Wczytując się w poszczególne wpisy na portalu gazeta.pl, znalazłem link, który zaprowadził mnie do artykuliku (chociaż to duże słowo!) o wdzięcznym tytule Odstaw pigułki i sprawdź, czy narzeczony dobrze ci pachnie
Tu linki: http://wyborcza.pl/1,75476,10474817,odstaw_pigulki__sprawdz_czy_narzeczony_dobrze_ci_pachnie.html#ixzz1b3XaNxO0
Jedno mnie jednak zastanowiło, co w sumie należy dojrzeć między wierszami i nie będzie to nadinterpretacja. Skoro zażywanie pigułek tak bardzo wpływa na organizm kobiety, dlaczego lekarze przepisują te tabletki, jako antykoncepcję?! Z artykułu wprost wynika, iż stanowią zagrożenie dla przyszłego, ewentualnego potomstwa...
A czy rzeczywiście pigułki mają wpływ na trwałość i jakość nieseksualną związku? Statystycznie tak, ale statystycznie to... Zresztą sondaże przedwyborcze to również forma pewnej statystyki. ;)
PS: To, co jest zaznaczone na czerwono, pozostawiam już bez komentarza... :)
Ale postanowię zacytować na moim skromnym blogu niniejszy tekst:
Kobieta, która w momencie dobierania sobie partnera życiowego zażywa hormonalne środki antykoncepcyjne, wybiera mężczyznę genetycznie podobnego do siebie. Kobieta mająca naturalny cykl - instynktownie wybiera genetycznie odmiennego. Różni genetycznie rodzice to większa szansa na zdrowe dzieci - pisze BBC News- Radzę kobietom, by na kilka miesięcy przed podjęciem decyzji o ślubie przeszły na niehormonalne środki antykoncepcyjne. Same wtedy instynktownie wyczują, czy ten mężczyzna jest odpowiedni na ojca dla ich dzieci - mówi dr Craig Roberts z Uniwersytetu Stirling, która przewodniczyła badaniom opublikowanym w magazynie Royal Society.Nie ma wątpliwości, że statystycznie kobieta pod wpływem zażywanych hormonów wybiera innego mężczyznę, niż wybrałaby pigułek nie zażywając. Nie ma natomiast jasnej odpowiedzi - czy wychodzi ona na tym dobrze, czy źle?Genetyczne przeciwieństwa się przyciągają na węch i takie pary mają największe szanse na spłodzenie zdrowego silnego potomstwa. Kobieta biorąca pigułki nie wyczuwa tego i w konsekwencji częściej wybiera partnera, który nie daje jej aż tak dużej satysfakcji seksualnej. Znacznie wyżej natomiast ocenia satysfakcję płynącą z poza seksualnej sfery w związku. I dlatego pary, które zapoznały się, gdy ona brała pigułki ...statystycznie trwają dwa lata dłużej!Pomijam sam aspekt zażywania przez kobiety pigułek hormonalnych. Pomijam również to, że chodzi o narzeczonego, czyli w grę wchodzi seks przed ślubem... Nauka KKK nie zmieniła się w tych aspektach nic, a nic.
Jedno mnie jednak zastanowiło, co w sumie należy dojrzeć między wierszami i nie będzie to nadinterpretacja. Skoro zażywanie pigułek tak bardzo wpływa na organizm kobiety, dlaczego lekarze przepisują te tabletki, jako antykoncepcję?! Z artykułu wprost wynika, iż stanowią zagrożenie dla przyszłego, ewentualnego potomstwa...
A czy rzeczywiście pigułki mają wpływ na trwałość i jakość nieseksualną związku? Statystycznie tak, ale statystycznie to... Zresztą sondaże przedwyborcze to również forma pewnej statystyki. ;)
PS: To, co jest zaznaczone na czerwono, pozostawiam już bez komentarza... :)
poniedziałek, 10 października 2011
O zaangażowaniu świeckich... w politykę.
Tekst ten piszę, kiedy w Polsce odbywają się wybory. Dzisiaj go nie opublikuję, żeby nie było, że agitacja, czy łamanie ciszy wyborczej. Po co komuś dawać kamień do ręki...
W tym roku doświadczyłem czegoś po raz pierwszy w życiu... Po raz pierwszy usłyszałem, jak ksiądz podczas kazania, ubrany w stułę, prowadził agitację polityczną (było to dwie niedziele temu). Naprawdę spotkałem się z tym po raz pierwszy podczas mojej ćwierćwiecznej egzystencji. Oczywiście nie padło z owej ambony, że trzeba, należy, musicie iść głosować na taką, a taką partię. Było o tym, na kogo winien głosować katolik, na kogo nie powinien - tu odczytano komunikat Konferencji Episkopatu Polski. I z tym się zgadzam...
Nie zgadzam się natomiast, iż kazanie rozpoczęło się od przytoczenia słów obecnego premiera Polski z 1989 roku, jakie wypowiedział dla miesięcznika "Znak". Nie zgadzam się z tym, że całość kazania była bardzo sugestywna i tylko naprawdę niekumaty człowiek nie domyślił się jaka jest ta jedyna sprawiedliwa i prawa partia.
Zabolało mnie to! Ba! Chciałem nawet wyjść z kościoła, jednak nie dla tego księdza tam przyszedłem, ale dla Boga... Poczułem się tak, jakby sam oficer włożył broń do ręki wrogowi. A po co? To moje subiektywne odczucie, że tego typu kazań nie powinno się wygłaszać. Ksiądz jest obywatelem i ma prawo do własnego zdania, ale nie powinien ich wygłaszać na ambonie, ubrany w stułę... Choć, przyznaję, było dużo prawdy w tym, co mówił... Czy to się komuś podoba, czy nie! Więcej napiszę, nawet byłbym w stanie pod niektórymi akapitami się podpisać. Jednak nie miejsce i nie czas było na to... Tak czułem.
Polityka - pole do działania dla świeckich
Po tygodniu od tego incydentu, bo wierzę, że był to incydent, a sam ksiądz, w co również wierzę, nie miał złych intencji, doszedłem do wniosku, iż własnie polityka jest taką dziedziną życia, w której duszpasterze powinni zejść do drugiego szeregu i pozwolić działać świeckim.
Dlaczego? Bo księdzu zaraz łatwo zarzucić, że politykuje, że się mu nie wolno wtrącać itd. Księdza łatwiej "zamknąć" mówiąc, iż jest rozdział Kościoła od państwa... Ksiądz ma uprzednio zadbać o mój rozwój duchowy, ma być kierownikiem po meandrach duszy.
Świecki ma tu większe pole manewru. Jeśli ma odpowiednio wyczulone sumienie, doskonale zda sobie sprawę, że taka, a taka partia głosi program niezgodny z nauczaniem Magisterium. Będzie wiedział, że trzeba ciągle i nieustannie wybierać Chrystusa, a co za tym idzie, ludzi, którzy nie wstydzą się Jego imienia oraz nauk, jakie głosił.
Świeckiego trudniej "zamknąć". Bo on jest właśnie świecki, nie duchowny i wszelkie argumenty o rozdziałach nie mają już swojej siły. Bo państwo ma być świeckie, a my świeccy, przecież tacy jesteśmy. :)
Oby wybory nas wszystkich, księży, polityków, ludzi podejmujących odpowiedzialność, były... Jezusowe. :)
Pozdrawiam,
dn. 9 października 2011 r. (publikowane dzień później)
W tym roku doświadczyłem czegoś po raz pierwszy w życiu... Po raz pierwszy usłyszałem, jak ksiądz podczas kazania, ubrany w stułę, prowadził agitację polityczną (było to dwie niedziele temu). Naprawdę spotkałem się z tym po raz pierwszy podczas mojej ćwierćwiecznej egzystencji. Oczywiście nie padło z owej ambony, że trzeba, należy, musicie iść głosować na taką, a taką partię. Było o tym, na kogo winien głosować katolik, na kogo nie powinien - tu odczytano komunikat Konferencji Episkopatu Polski. I z tym się zgadzam...
Nie zgadzam się natomiast, iż kazanie rozpoczęło się od przytoczenia słów obecnego premiera Polski z 1989 roku, jakie wypowiedział dla miesięcznika "Znak". Nie zgadzam się z tym, że całość kazania była bardzo sugestywna i tylko naprawdę niekumaty człowiek nie domyślił się jaka jest ta jedyna sprawiedliwa i prawa partia.
Zabolało mnie to! Ba! Chciałem nawet wyjść z kościoła, jednak nie dla tego księdza tam przyszedłem, ale dla Boga... Poczułem się tak, jakby sam oficer włożył broń do ręki wrogowi. A po co? To moje subiektywne odczucie, że tego typu kazań nie powinno się wygłaszać. Ksiądz jest obywatelem i ma prawo do własnego zdania, ale nie powinien ich wygłaszać na ambonie, ubrany w stułę... Choć, przyznaję, było dużo prawdy w tym, co mówił... Czy to się komuś podoba, czy nie! Więcej napiszę, nawet byłbym w stanie pod niektórymi akapitami się podpisać. Jednak nie miejsce i nie czas było na to... Tak czułem.
Polityka - pole do działania dla świeckich
Po tygodniu od tego incydentu, bo wierzę, że był to incydent, a sam ksiądz, w co również wierzę, nie miał złych intencji, doszedłem do wniosku, iż własnie polityka jest taką dziedziną życia, w której duszpasterze powinni zejść do drugiego szeregu i pozwolić działać świeckim.
Dlaczego? Bo księdzu zaraz łatwo zarzucić, że politykuje, że się mu nie wolno wtrącać itd. Księdza łatwiej "zamknąć" mówiąc, iż jest rozdział Kościoła od państwa... Ksiądz ma uprzednio zadbać o mój rozwój duchowy, ma być kierownikiem po meandrach duszy.
Świecki ma tu większe pole manewru. Jeśli ma odpowiednio wyczulone sumienie, doskonale zda sobie sprawę, że taka, a taka partia głosi program niezgodny z nauczaniem Magisterium. Będzie wiedział, że trzeba ciągle i nieustannie wybierać Chrystusa, a co za tym idzie, ludzi, którzy nie wstydzą się Jego imienia oraz nauk, jakie głosił.
Świeckiego trudniej "zamknąć". Bo on jest właśnie świecki, nie duchowny i wszelkie argumenty o rozdziałach nie mają już swojej siły. Bo państwo ma być świeckie, a my świeccy, przecież tacy jesteśmy. :)
Oby wybory nas wszystkich, księży, polityków, ludzi podejmujących odpowiedzialność, były... Jezusowe. :)
Pozdrawiam,
dn. 9 października 2011 r. (publikowane dzień później)
Subskrybuj:
Posty (Atom)