środa, 12 maja 2010

Dawo nie pisałem, a dużo się działo i dzieje...

Ostatni mój post jest datowany na 8 marca 2010 r. Z tego, co widzę w spisie, mam jakieś dwie robocze kopie, które jakimś skutkiem nie doszły do skutku: jedna dotycząca celibatu księży, druga, prawdopodobnie tylko ze zdjęciem Pary Prezydenckiej...
Wcześniej oczywiście były święta i w mojej ławce trochę siedziałem. Później tragedia, żałoba, pogrzeby... A teraz praca, studia, praca, studia... - w sumie to życie...

Patrząc się na to wszystko, z perspektywy tej mojej ławki pod Drogą Krzyżową, zastanawiam się, co się tak naprawdę we mnie zmieniło przez ten czas, czy coś w ogóle się zmieniło? Myślę, że staram się nie ferować opinii, wyroków, ocen zbyt pochopnie, nawet unikam skrajnych wypowiedzi. Tragedia smoleńska, bo ta myśl ciągle przewija mi się przez głowę, uświadomiła mi, że jestem naprawdę szczęśliwy, iż jestem Polakiem. Tak, jestem z tego dumny! Nie mam na tym punkcie żadnego kompleksu... To mnie cieszy...

W debacie publicznej (o zgrozo!) przelała się dyskusja jak mówić o tym, co się wydarzyło. Niemniej, jako, że ten blog jest bardzo subiektywny, pozwolę sobie na wskazanie jednej wypowiedzi, pana Tomasza Terlikowskiego pt. "Bojaźń i drżenie" - http://fronda.pl/tomasz_terlikowski/blog/bojazn_i_drzenie. 

Zachęcam do lektury. Ze swojej strony dodam tylko tyle, iż bliska osoba, kiedy usłyszała w czasie dni żałobnych wypowiedź jednego z publicystów, że wierzącym, w jakimś sensie łatwiej to zrozumieć, pogodzić się, powiedziała: "Jak to wierzącym? A można inaczej?" Miała na myśli bycie nie wierzącym. Rozpoczęliśmy wtedy rozmowę na temat ateistów, tego co po śmierci itd.

Czy rzeczywiście jest łatwiej wierzącym? Uważam, że tak. I dla tego uważania, cieszę się, że wierzę... :)
Pozdrawiam,

Brak komentarzy: